Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Przemek Staroń: Jestem świadomy, że miejsce ministra Czarnka może zająć Barbara Nowak [ROZMOWA]

07.07.2021

Anna Kolet-Iciek redakcja@miastopociech.pl

Przemek Staroń: Jestem świadomy, że miejsce ministra Czarnka może zająć Barbara Nowak [ROZMOWA]
Rozmowa z Przemysławem Staroniem, nauczycielem etyki w sopockim LO, Nauczycielem Roku 2018, finalistą Global Teacher Prize 2020, autorem książki “Szkoła bohaterek i bohaterów, czyli jak radzić sobie z życiem”.


Anna Kolet-Iciek. Jest pan jedynym znanym mi nauczycielem, z którym na wywiad trzeba umawiać się przez asystentkę.

Przemysław Staroń∗. Marta Młyńska to raczej moja przyjaciółka i prawa ręka. Dzięki niej funkcjonuję dużo bardziej zwinnie i sprawnie, a tym samym mogę ogarnąć dużo więcej spraw. Myślę, że gdybym zrobił casting na kogoś takiego, to lepiej bym nie trafił. Sama jest wybitną i wielokrotnie nagradzaną nauczycielką, a między nami jest i przyjaźń, i synergia kompetencji.

Czy po wyborach w 2023 roku zostanie pan ministrem edukacji?

Nie mam pojęcia (śmiech).

Przyłączając się do ruchu Szymona Hołowni otrzymał pan taką propozycję?

Nie. Jestem człowiekiem, który całe swoje życie myśli kategoriami odpowiedzialności, a nie władzy. I właśnie takimi kategoriami myślimy w Polsce 2050. Kiedy byłem w liceum, postanowiłem wystartować w wyborach na Przewodniczącego Samorządu Uczniowskiego, żeby po prostu wprowadzić pewne zmiany w szkole, które wydawały mi się niezbędne. Chodziło o to, że w tym uchodzącym za elitarne koszalińskim "Dibulcu" brakowało życia kulturalnego i całej sfery charytatywnej. Byłem przewodniczącym przez dwie kadencje i wprowadziłem wiele ciekawych inicjatyw, jak chociażby Czwartkowe Wieczory Artystyczne - właśnie dzięki temu, że sprawowałem tę funkcję. Ale już później, na studiach, nie startowałem np. na przewodniczącego koła naukowego - bo wiedziałem, że nie będę mógł w ten sposób realizować zainteresowań oraz wartości.

Wcześniej nie angażował się pan w politykę?

W wieku 13 lat walczyłem o województwo środkowopomorskie, a rok później pierwszy raz przemawiałem przed radą miasta! (śmiech) Natomiast już w dorosłym życiu miałem kontakt z różnymi partiami, które próbowały wciągnąć mnie na swoje listy, bo po otrzymaniu tytułu Nauczyciela Roku stałem się dla nich łakomym kąskiem, również dlatego, że jestem gejem. One jednak potrzebowały właśnie tego - łakomego kąska. Szymon Hołownia ma zupełnie inne podejście - całkowicie podmiotowe. Od samego początku rozmawiamy o robocie do zrobienia, o kompetencjach, o odpowiedzialności. Nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy o stołkach i posadach. Przez długi czas wzbraniałem się przed wzięciem udziału w wyborach parlamentarnych, ale teraz zaczynam rozumieć, że może zaistnieć sytuacja, w której będzie to konieczne.

Mówi pan jak prawdziwy polityk. Wystartuje pan w najbliższych wyborach parlamentarnych?

Gdy widzimy na ziemi okrągły cień, nie wiemy, czy rzuca go walec, stożek czy kula. Moje wypowiedzi to ten cień - żeby zobaczyć, jakie stoją intencje, trzeba wyjść poza swoje własne założenia i generalizacje. Co do pytania: mam kompetencje, aby startować w wyborach parlamentarnych, i jeżeli realizowanie odpowiedzialności będzie tego wymagać, wystartuję. Jeżeli kiedykolwiek będzie taka sytuacja, że, realizując odpowiedzialność, będę miał objąć stanowisko ministra edukacji, to na pewno potraktuję taką propozycję z najwyższą uwagą. Póki co skończyłem Szkołę Liderów Politycznych, surową część II tomu “Szkoły bohaterek i bohaterów”, a w Instytucie Strategie 2050 przygotowujemy kompleksową operacjonalizację wizji “Edukacja dla przyszłości”, którą - w wersji wizji właśnie - przedstawiliśmy z Szymonem Hołownią w kampanii prezydenckiej.

Jaka byłaby pana pierwsza decyzja na ministerialnym stanowisku?

Rozmawiamy o tym w lipcu 2021 roku, a doświadczenie - chociażby minionego roku - pokazało, jak błyskawicznie świat się może zmienić. Mogę powiedzieć co - na tę chwilę - uważam za priorytetowe, ale mam świadomość, że za tydzień, miesiąc czy rok być może trzeba będzie w pierwszej kolejności zrobić coś zupełnie innego. Jestem przekonany, że to, co trzeba zrobić natychmiast, to dać edukacji absolutne poczucie bezpieczeństwa. Zakomunikować z poziomu samej góry: “Już nie musicie się bać. Już nikt nie będzie was straszyć”. I realizować ten komunikat w praktyce, bo słowa pozbawione działania są niczym. Jeśli jednak chodzi o decyzje - nazwijmy je - administracyjno-logistyczne, to jak najszybciej należy podnieść wynagrodzenia nauczycieli, choć oczywiście marzy mi się podniesienie wynagrodzeń dla wszystkich pracowników, także pozaoświatowych.

O jakich podwyżkach mówimy?

Takich, żeby na starcie nauczyciel zarabiał ok. 3 800 zł netto. Zacytuję zresztą fragment “Edukacji dla przyszłości”: Dziś rząd przeznacza na to za mało środków, w rezultacie samorządy muszą się zadłużać, żeby wypłacić nauczycielom pieniądze, które i tak nie starczają na godne życie. Dlatego uważam, że nauczyciel przychodzący do pracy powinien otrzymywać na starcie wynagrodzenie odpowiadające średniej krajowej, czyli ok. 3 800 zł netto, gwarantowane przez rząd centralny. W dalszej kolejności wynagrodzenie to powinno rosnąć w miarę wzrostu umiejętności i wiedzy nauczyciela. Przyszłość dzieci jest budowana na teraźniejszości tych, którzy z nimi pracują.

Nie wszyscy pracują jednakowo dobrze.

To prawda. Ale dopóki nie damy wszystkim nauczycielom i nauczycielkom poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego i poczucia godności ekonomicznej, nie możemy oceniać tego, jak pracują. Nie czarujmy się, człowiek, który próbuje przetrwać, nie będzie realizował wyższych potrzeb, takich jak chociażby potrzeba samorealizacji, która jest fundamentalna w kontekście zarażania młodych ludzi odpowiednim podejściem do życia i przyszłości. Pilna jest również rekonwalescencja po trudnych czasach pandemii. Przetrwaliśmy, ale jesteśmy w dużym stopniu rozwaleni psychofizycznie. Nauczyciele mówią, że nie wyobrażają sobie powrotu do pracy od września bez wsparcia psychologicznego. Badania pokazują, że bardzo zmniejszył się również nasz dobrostan psychofizyczny, dotyczy to zwłaszcza młodych ludzi. Tymczasem do tej pory nikt w ministerstwie nie wpadł na to, by systemowo zadbać o fundamentalny poziom równowagi psychicznej. Mało tego, poprzez swoje kuriozalne działania rządzący nieustannie przyczyniają się do pozbawiania tej kruchej równowagi, która pozwala nam trwać. To jest jeden z największych grzechów tej ekipy.

Dlatego właśnie minister Czarnek musi odejść?

Musi odejść, bo za jego rządów mamy do czynienia z taką skalą niekompetencji i całkowitego odwrócenia tego, co jest istotą edukacji, o jakich wcześniej nam się nawet nie śniło. Mało tego - mamy sączące się w największej dotychczas skali zło. Czarnek nie ma żadnych skrupułów w wygłaszaniu swoich szkodliwych stwierdzeń oraz szczuciu i gnębieniu osób LGBT+. W ten sposób legitymizuje się przemoc i pogardę wobec ludzi. Natomiast trzeba mieć świadomość, że każdy z nas jest w jakimś sensie mniejszością. Bo nawet jeśli nie jesteśmy osobami LGBT+, w każdej chwili możemy zostać do tej grupy przyłączeni. Jak? Poprzez mechanizm generalizacji bodźca. Wystarczy, że ubierzemy się kolorowo. Komuś wiele kolorów skojarzy się z tęczą i zostajemy zwyzywani na ulicy. Takich historii dociera do mnie mnóstwo. Przyzwolenie na przemoc wobec jakiejkolwiek grupy ostatecznie doprowadza do tego, że sami sprowadzamy na siebie zagrożenie. Dlatego przyłączyłem się do akcji #czarnekchallenge, zainicjowanej przez naszą fantastyczną Agnieszkę Jankowiak-Maik, czyli "Babkę od histy", z Instytutu Strategie 2050, i dlatego popieram obywatelskie wotum nieufności dla Czarnka.

A co w sytuacji, kiedy Przemysław Czarnek rzeczywiście zostanie odwołany, a jego miejsce zajmie Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty?

Świetne pytanie. Dlatego zawsze mówię: człowieku, jeśli wydaje ci się, że jest najgorzej na świecie, to pamiętaj, że nie wiesz, co może przynieść następny dzień.

Szanuj ministra swego, bo możesz mieć gorszego.

Tyle tylko, że żyjemy tu i teraz. To, że może być gorzej, nie oznacza, że mamy być wdzięczni za zło, które nas spotyka, i nic nie robić. To, co prezentuje Czarnek, jest dla polskiej edukacji najgorszym z dotychczasowych doświadczeń, najbardziej przemocowym. Jednakże w związku z sejmowymi roszadami jest szansa, że zostanie odwołany, i jestem absolutnie świadomy, że ludzie, którzy są u władzy, mogą posadzić na jego miejsce Barbarę Nowak. Ale to nie oznacza, że mamy nie dążyć do tego odwołania, bo w ten sposób oddajemy władzy kontrolę w sytuacji hipotetycznego “będzie jeszcze gorzej”. Kluczowe w tym wszystkim jest to, że jeśli się uda, to jako społeczeństwo będziemy mieć świadomość, że doprowadziliśmy do odwołania ministra, co wydawało się niemożliwe. To jest tak, jak pisałem w “Szkole bohaterek i bohaterów”, przytaczając słynną scenę z III tomu “Harry’ego Pottera” - kiedy to Harry skumał, że jeśli raz udało mu się wyczarować patronusa, to może to zrobić po raz kolejny. Poczucie sprawstwa jest najlepszym lekiem na poczucie bezradności. Nie zmienia to faktu, że władza zrobi wszystko, by do tego głosowania nie dopuścić. Nie zdziwię się, jeśli projekt trafi do zamrażarki.

Czy byłby pan zdolny do udziału w kolejnym strajku, takim jak ten sprzed dwóch lat?

Ja - zawsze. Ale nie wiem, czy taki strajk jest realny. Dla mnie po tym strajku stało się jasne, że samo protestowanie w sytuacji, gdy mamy tę przemocową, bezwzględną władzę, to po prostu za mało. Tamten protest był bardzo potrzebny, ale pamiętając, jak partia rządząca rzuciła wszystkie swoje siły, by ten strajk rozwalić, mam świadomość, że tym razem nauczyciele i nauczycielki znów zostaliby wystawieni na żer. Z drugiej strony pandemia sporo zmieniła i jest dużo większa świadomość zarówno w nauczycielach, jak i w całym społeczeństwie.

Związki zawodowe podkreślają, że minister Czarnek, proponując kolejne rozwiązania, które są niekorzystne dla nauczycieli, konsekwentnie buduje w środowisku protestacyjne nastroje. Chodzi głównie o podniesienie nauczycielskiego pensum o dwie godziny w tygodniu.

Granie nauczycielskim pensum to ze strony ministerstwa doskonale przemyślany plan. Rozmowa o czasie pracy nauczycieli, która właśnie się toczy, nie jest w żaden sposób konstruktywna. To jest jak rzucony kawał mięsa, o który ludzie mają się sami pożreć. W odbiorze społecznym nauczyciele pracują tylko 18 godzin w tygodniu i mają aż trzy miesiące wakacji, a na dodatek chcą więcej pieniędzy. Trudno jest się przebić z informacją, że te 18 godzin to tylko to, co nauczyciel spędza z uczniami w klasie, że do tego dochodzi cała masa innych czynności, że sprowadzanie pracy nauczyciela wyłącznie do tych 18 godzin zakrawa na absurd. To tak jakby stwierdzić, że kurier pracuje tylko wtedy, kiedy puka do naszych drzwi i wręcza nam przesyłkę.

Ostatnio na naszych łamach nauczyciel z Gdańska Marcin Stiburski wygłosił tezę, że nauczyciele - delikatnie mówiąc - nie przepracowują się. Spotkał go za to taki lincz ze strony waszego środowiska, że musiał odejść z pracy.

Po pierwsze - każdy lincz potępiam z całą mocą na poziomie etycznym. Natomiast w takich sytuacjach trzeba zejść niżej - na poziom wyjaśnienia zjawiska, zrozumienia jego przyczyn. Sam, gdy wszedłem na pokład Szymona Hołowni, spotkałem się z taką falą hejtu, że nie mogłem uwierzyć, że coś takiego w ogóle może zaistnieć po stronie tych, którzy walczą z przemocową władzą. Niestety, to jest pokłosie życia w realiach polaryzacji, celowo przez władzę podtrzymywanej. W przypadku Marcina Stiburskiego jest jeszcze jeden czynnik. On wyszedł z radykalnymi twierdzeniami, a każdy człowiek, który to robi, musi się liczyć z tym, że - zwłaszcza w takich realiach społecznych - wywoła gwałtowną reakcję. Co, powtarzam, w żaden sposób nie usprawiedliwia żadnego linczu! Co do treści tez głoszonych przez Marcina Stiburskiego - oczywiście jest część nauczycieli, którzy nie pracują dobrze, ale ekstrapolowanie tego na całość środowiska jest nieuprawnione. Po pierwsze z powodu, o którym rozmawialiśmy na samym początku w związku z wynagrodzeniami. Po drugie - to jest tylko pewien aspekt całości, a odnosi się wrażenie, że Marcin (świadomie lub nie) zrobił z tego coś naczelnego. Po takiej generalizacji trudno się dziwić takiej reakcji środowiska. Zwłaszcza, że te tezy pojawiły się niedługo przed tym, jak ministerstwo ogłosiło plany dotyczące zwiększenia pensum.

Niedawno w mediach społecznościowych napisał pan o dyrektorce szkoły, która nie zgodziła się, by uczniowie dostali w nagrodę na zakończenie roku pana książkę tylko dlatego, że autorem jest gej.

Powiedziała mi o tym znajoma nauczycielka, która chciała podarować moją książkę swoim ósmoklasistom i ósmoklasistkom. Była wstrząśnięta tą sytuacją.

O którą szkołę chodzi?

Obiecałem koleżance, że nie zdradzę, która to szkoła. Boi się tego, o czym rozmawialiśmy wyżej - linczu. A lincz wywołany przez media zaczyna żyć swoim życiem. Ona się boi o to, że ucierpi cała szkoła - i wcale jej się nie dziwię.

Pytam, bo są tacy, którzy zarzucają panu kłamstwo, twierdząc, że taka sytuacja w ogóle nie miała miejsca, a panu chodzi wyłącznie o promocję swojej książki.

Przed premierą drugiego tomu, która będzie miała miejsce jesienią, na pewno wraz z wydawnictwem ogłosimy, jak bardzo ten pierwszy tom się kiepsko sprzedawał przed #dyrektorkagate (śmiech). Natomiast zupełnie serio - hejterzy i trolle zarzucali mi już dużo poważniejsze bzdury. Ja podkreślam z całą mocą, że nie dopuszczę do ryzyka, że ktoś będzie linczowany. Mogę tylko powiedzieć, bo to niektórym otwiera oczy, że nie chodzi o szkołę na Podkarpaciu, tylko w jednym z miast na Pomorzu. Pisząc o tym, co stało się w tej szkole, chciałem jedynie naświetlić dramat, który dzieje się w całej Polsce, w związku z dyskryminacją, a także systemową próbą zastraszania nauczycieli. Dodam, że pod jednym z udostępnień posta pojawił się komentarz jednej z nauczycielek, która napisała, że została wezwana na dywanik do kuratorium, bo poleciła uczniom moją książkę.

Trudno uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

A mnie, patrząc na to, co robią i mówią kuratorka Nowak czy minister Czarnek, wcale nie dziwi, że takie rzeczy mają miejsce. Nie dziwi acz przeraża. Kiedy zostałem Nauczycielem Roku, a media szybko zadbały o to, by wszyscy dowiedzieli się, że jestem gejem (mimo że to nie była żadna nowość, coming out zrobiłem kilka lat wcześniej), jakiś czas później Janusz Korwin-Mikke poświęcił mi osobnego posta, pisząc, że powinienem zostać wydalony z zawodu nauczyciela i że pasuję do klimatu III Rzeszy. Tak, serio. Natomiast podkreślam z całą mocą: jak ktoś zbyt mocno napina cięciwę łuku w prawą stronę, to strzała tym intensywniej leci w lewo.

Pana książka powinna kiedyś trafić na szkolną listę lektur?

Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Nie ma dla książki gorszej rzeczy jak trafić na szkolną, obowiązkową listę. Ale ja deklaruję jasno, że kiedy przejmiemy odpowiedzialność za edukację, obowiązkowy kanon lektur w końcu zniknie, a w jego miejsce pojawią się listy pełne skarbów, wartościowych tekstów kultury, z których nauczyciele, uczniowie i rodzice będą mogli korzystać w warunkach pasji i pełnej autonomii. Zakończę to tym, co powiedział jeden z najmądrzejszych ludzi, którzy kiedykolwiek stąpali po tej planecie, twórca koncepcji podróży bohatera, Joseph Campbell, kiedy jego studentka na Uniwersytecie Columbia powiedziała, że nie dadzą rady przeczytać tych wszystkich podanych przez niego lektur na najbliższe zajęcia czy nawet na egzamin. A Campbell zdziwiony rzekł wtedy: “ale przecież to są lektury na całe Wasze życie!”.


∗Przemysław Staroń
: psycholog i kulturoznawca, wykładowca Uniwersytetu SWPS i Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Sopocie oraz współzałożyciel Centrum Rozwoju Jump, w ramach którego wspiera rozwój i stymuluje umiejętność myślenia młodzieży, dorosłych i seniorów.

Nauczyciel dyplomowany, autor książki "Szkoła bohaterek i bohaterów", twórca Zakonu Feniksa, nagrodzony przez Komisję Europejską orędownik spotkań pokoleń. Wybrany Człowiekiem Roku 2019 w kategorii “Wzorowe sprawowanie” w plebiscycie czytelników “Gazety Wyborczej”. Wyróżniony w konkursie im. Ireny Sendlerowej "Za naprawianie świata". Nagrodzony LGBT+ Diamond 2019 Polish Business Award, finalista Nauczycielskiego Nobla - Global Teacher Prize 2020, Digital Shaper 2020, jest na liście 100 osób, które zmieniają Polskę (na lepsze) wg Noizz.pl. Członek Kolegium Ekspertów Instytutu Strategie 2050.
Tutor niemal 50 finalistów i laureatów Olimpiady Filozoficznej, fan kreatywnego nauczania i twórca pracowni #utrzy, jako prekursor wykorzystania Snapchata w edukacji nazywany profesorem Snapem. Nauczyciel Roku 2018.

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio