Dziś 20 proc. szkół pracuje zdalnie lub hybrydowo. W ciągu jednego dnia liczba placówek, w których pojawił się Covid wzrosła o ponad 800. Problemy z normalną nauką ma obecnie 4780 szkół i przedszkoli (dzień wcześniej resort edukacji raportował o 3971 takich przypadkach). Lawinowo rośnie też liczba nowych zakażeń. Dziś jest ich ponad 23 tys. Ostatniej doby zmarły 403 osoby.
Choć jednym z głównych ognisk COVID-19 w Polsce są szkoły rząd nie planuje kolejnego szkolnego lockdownu. - Nie zamkniemy szkół, musimy brać na siebie ryzyko zakażeń, które występuje w szkołach, to ryzyko biorą na siebie również nauczyciele – przyznał w tym tygodniu Wojciech Andrusiewicz, rzecznik MZ.
Przemysław Czarnek: Nie jestem wróżką
Wcześniej szef resortu zdrowia Adam Niedzielski zapewniał, że szkoły muszą być otwarte za wszelką cenę. A minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek wczoraj na antenie Polskiego Radia przekonywał: - Zdalny tryb edukacji wyrządził sporo szkód uczniom zarówno jeśli chodzi o wiedzę, jak i kondycję fizyczną i psychiczną.Jednocześnie minister odmówił złożenia deklaracji, że odejście od nauczania stacjonarnego w tym roku szkolnym jest wykluczone. – Absolutnie takiej deklaracji nigdy nie składałem i złożyć nie mogę, bo nie jestem wróżką i nie jestem w stanie przewidzieć, co będzie za miesiąc, dwa czy trzy. Na ten moment nie przewidujemy systemowego przejścia na tryb zdalny we wszystkich szkołach – zapowiedział minister.
Zdjęcia z lekcji
Problem w tym, że uczniów lądujących na zdalnym nauczaniu z dnia na dzień jest coraz więcej. Często dochodzi też do absurdalnych sytuacji, jak chociażby w niewielkiej szkole podstawowej w powiecie mińskim (woj. mazowieckie). Kilka dni temu w klasie 8a stwierdzono przypadek koronawirusa i cała klasa została skierowana na kwarantannę. Wraz z 8a do domu zostali odesłani wszyscy chłopcy z klasy 8b, bo razem z chłopcami z 8a ćwiczyli na wuefie. W szkole zostały tylko dziewczynki z 8b. Dyrekcja zarządziła, by to one robiły zdjęcia tablicy i przesyłały je chłopcom. Zbuntowali się rodzice.- Wysłałem do szkoły prośbę o to, aby lekcje odbywały się z użyciem kamerki internetowej. Po dwóch latach edukacji zdalnej mamy odpowiedni sprzęt, umiemy to robić i nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy przerzucać odpowiedzialność za realizację materiału na uczennice, które miały wysyłać kolegom lekcje - mówi pan Michał, tata jednego z chłopców skierowanych na kwarantannę.
Dyrektorka szkoły, bez podania powodu, nie zgodziła się jednak na taką formę prowadzenia zajęć. - A przecież w szkole są już podobno warunki do prowadzenia lekcji zdalnych. Minister edukacji również zapewnia o stuprocentowym przygotowaniu na każdą ewentualność - denerwuje się pan Michał.
Rodzic przyznaje, że jeden z nauczycieli - w trosce o dzieci, które za kilka miesięcy przystąpią do egzaminu końcowego - wyłamał się i włączył kamerkę w czasie zajęć, by chłopcy również mogli śledzić lekcję.
- Skończyło się tym, że dostał reprymendę od dyrekcji i więcej takich lekcji nie poprowadził - mówi pan Michał.
- W efekcie - dodaje tata ósmoklasisty - dziewczynki miały normalne zajęcia, a chłopcy dostali dodatkowe dni wolnego na granie w gry internetowe.
Zdaniem pana Michała w ten sposób odebrano im prawo do edukacji.
- Skoro cała klasa 8a ma zapewnione lekcje zdalne i normalne zajęcia, to dlaczego cała klasa 8b nie może być również na zdalnym? Co to za sztuczny podział? Jakie przepisy prawa oświatowego pozwalają na dzielenie klasy na dzieci z zapewnioną edukacją i dzieci pozostające w domu bez możliwości uczestniczenia w lekcjach? - zastanawia się tata ucznia i dodaje: - Odbieram to jako swoistego rodzaju segregację sanitarną.
Praca zdalna w czasie kwarantanny?
To nie koniec absurdów. W tym tygodniu na kwarantannę trafiły kolejne klasy z tej podstawówki, a wraz z nimi niezaszczepieni nauczyciele. Jeden z nich chciał normalnie pracować. - Nie jestem chory, czuję się bardzo dobrze i bez problemu mógłbym prowadzić lekcje online z domu - mówi w rozmowie z nami. - Zgłosiłem to w szkole, ale usłyszałem, że nie mogę pracować. Przez to cierpią moi uczniowie, którzy przez cały tydzień nie będą mieć lekcji. Po co wydano grube miliony na szkolenia i doposażenie szkół, skoro w czasie kryzysu nie możemy z tego korzystać?Ministerstwo edukacji tłumaczy jednak, że praca zdalna w czasie kwarantanny jest możliwa.
Jak podkreśla MEiN, pracodawca - w porozumieniu z nauczycielem - powinien ustalić, czy nauczyciel będący na kwarantannie może kontynuować wykonywanie nauczania w formie pracy zdalnej i zachować prawo do 100 procent wynagrodzenia, czy też nie może wykonywać pracy i wówczas otrzymywać 80 procent wynagrodzenia.
Zaszczepieni uczniowie na zdalnym nauczaniu
Podobnych absurdalnych sytuacji jest coraz więcej w całym kraju, ale wciąż brakuje przepisów, które w racjonalny sposób pozwalałyby zarządzać kwarantannami.Kilka dni temu pisaliśmy o zaszczepionych uczniach, którzy lądują na zdalnym nauczaniu razem ze swoimi niezaszczepionymi kolegami.
Rodzicom to się nie podoba; denerwują się, że ich zaszczepione pociechy stają się zakładnikami nieszczepionej grupy. - Nie po to biegaliśmy z dziećmi na szczepienia, żeby teraz znów musiały uczyć się zdalnie - mówią.
Stanowisko Ministerstwa Edukacji i Nauki w tej sprawie jest jednak twarde i niezmienne. "Przejście na nauczanie zdalne po zawieszeniu zajęć nie może dzielić oddziału lub grupy wychowawczej na uczniów zaszczepionych pracujących stacjonarnie i niezaszczepionych pracujących zdalnie (...) Szkoła jest miejscem przeciwdziałania stygmatyzacji i dyskryminacji oraz eliminowania krzywdzących stereotypów, żadne dziecko nie może zostać wykluczone z przysługującego mu prawa do nauki".
Uczniowie na kwarantannie - nauczyciele w szkole
O tym, że przepisy dotyczące szkolnej kwarantanny są absurdalne pisze również łódzki nauczyciel Dariusz Chętkowski na swoim Belfer Blogu. Zwraca on uwagę, na to, że w przypadku zdalnego nauczania do domu odsyłani są zaszczepieni uczniowie, a zaszczepieni nauczyciele, którzy też mieli kontakt z zakażoną osobą bez przeszkód mogą chodzić do szkoły (bo przepisy o kwarantannie nie dotyczą zaszczepionych).“Jeśli mamy przestrzegać prawa, musi być ono sensowne - pisze nauczyciel. - Trudno pojąć, jaka jest różnica między jedną grupą zaszczepionych a drugą. Między zaszczepionymi uczniami a zaszczepionymi nauczycielami. Raczej nie ma żadnej, więc objęcie zakazem tylko uczniów to po prostu bubel prawny. Kolejna bezsensowna decyzja władzy. Nic dziwnego, że Polacy mają prawo w nosie".