Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Korepetycje: ratunek dla ucznia czy porażka szkoły?

14.05.2012

Korepetycje: ratunek dla ucznia czy porażka szkoły?
Co drugi uczeń w Polsce bierze korepetycje i święcie wierzy w ich skuteczność. Na prywatne lekcje chodzą zarówno maturzyści jak i maluchy z podstawówki. Eksperci szacują, że ten rynek wart jest już kilka miliardów złotych i nic nie wskazuje na to, by miał się skurczyć.
Gdyby nie korepetycje Bartek, uczeń jednego z lepszych krakowskich liceów, zostałby na drugi rok w tej samej klasie. Dzięki prywatnym lekcjom udało mu się jednak zaliczyć poprawkę z matmy, a jego korepetytorka powiedziała nawet, że Bartek to prawdziwy matematyczny talent. Nauczyciele z jego szkoły jakoś nigdy tego talentu nie dostrzegli.
– Wręcz przeciwnie – mówi pani Renata, mama Bartka. – Sama wychowawczyni poradziła mi żebym posłała syna na prywatne lekcje, pomogła mi nawet znaleźć korepetytora.

Dziś Bartek nadal jeździ na lekcje i myśli nawet o zdawaniu matury z matematyki na poziomie rozszerzonym.
Adam, tegoroczny maturzysta, również uczy się matematyki, głównie na prywatnych lekcjach. Jego rodzice płacą za to ponad 600 zł miesięcznie, ale – jak podkreśla pani Justyna, mama Adama – bez dodatkowej pomocy jej syn miałby marne szanse na dostanie się na wymarzone studia na Akademii Górniczo-Hutniczej.

Aleksandra jest uczennicą trzeciej klasy jednego z gimnazjów na Podbeskidziu. Raz w tygodniu przyjeżdża do Krakowa na korepetycje z języka polskiego, bo chce dobrze przygotować się do konkursu z tego przedmiotu. Zwycięstwo otworzyłoby jej drzwi do renomowanych krakowskich ogólniaków, ale: - Nauczycielka z mojej szkoły powiedziała, że nie ma czasu mnie do niego przygotować – mówi Ola.

Jedna półtoragodzinna lekcja u krakowskiego polonisty kosztuje 150 zł, Ola jednak nie narzeka, bo ma już za sobą pierwszy sukces: właśnie znalazła się w gronie 133 finalistów etapu wojewódzkiego.

Rodzice Bartka, Adama i Oli płacą za dodatkowe lekcje, ale jednocześnie zadają sobie pytania: czy na pewno powinniśmy wyręczać szkołę? Czy korepetycje to rzeczywiście konieczność? Dlaczego szkoła nie potrafi dobrze przygotować uczniów do zdawania najważniejszych egzaminów? Czy osoby, których nie stać na prywatne lekcje są skazane na edukacyjny niebyt?

Prof. Elżbieta Putkiewicz z Uniwersytetu Warszawskiego, która kilka lat temu badała zjawisko korepetycji nie ma wątpliwości: - Szkoły wyraźnie nie radzą sobie z uczeniem – mówi.

Świetnie rozwija się za to coś, co prof. Putkiewicz określa mianem „szarej strefy edukacji”. Wpisanie w internetowej wyszukiwarce hasła „korepetycje” daje w ciągu ułamka sekundy ponad 14 mln wyników.

Co drugi uczeń bierze?

Trudno jest jednak dokładnie oszacować ilu uczniów korzysta obecnie z dodatkowych, płatnych lekcji. Ostatnie takie badania były robione w 2004 r. Przeprowadził je Open Society Institute z Budapesztu wspólnie z Instytutem Spraw Publicznych. Naukowcy z dziewięciu krajów (Azerbejdżanu, Bośni i Hercegowiny, Chorwacji, Gruzji, Litwy, Mongolii, Słowacji, Ukrainy i Polski) zapytali ok. 9 tys. studentów pierwszego roku państwowych uczelni, jak przygotowywali się do egzaminów wstępnych na studia. Wśród badanych było 845 studentów Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu w Białymstoku. - Okazało się, że ponad 50 proc. uczniów, zanim dostało się na studia, brało korepetycje – mówi prof. Elżbieta Putkiewicz, która koordynowała polską część badań.

Zwykle były to dwie godziny w tygodniu, ale rekordziści spędzali na płatnych lekcjach nawet 6 godzin tygodniowo.

Pod tym względem zajęliśmy wówczas 5. miejsce wśród 9 państw, w których przeprowadzono badania. Niechlubnym liderem był Azerbejdżan. Tam z płatnych lekcji nie korzystało zaledwie 8 proc. przebadanych studentów. - Tak duży odsetek osób uczęszczających na korepetycje świadczy o całkowitym braku skuteczności szkoły, która pełni jedynie funkcję fasadową. Podobnie jest w Gruzji, czy Mongolii – podkreśla prof. Elżbieta Putkiewicz. 

Choć w ankietach wypadliśmy lepiej niż Azerbejdżan czy Mongolia to jednak i my nie mamy powodów do zadowolenia. - 50 proc. uczniów uczęszczających na płatne lekcje to także bardzo dużo – zaznacza prof. Putkiewicz. – Tym bardziej, że większość z nich twierdzi, że korepetycje bardzo im się przydały i że bez nich pewnie ciężko byłoby im dostać się na studia.
 
Od 2004 r. nikt nie pokusił się o zorganizowanie podobnych badań. Nikt też na poważnie nie zainteresował się tymi przeprowadzonymi przez ISP. - Ich wyniki sprowokowały co prawda dyskusję, ale na tym się skończyło – przyznaje prof. Elżbieta Putkiewicz.

Ubolewa ona, że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie przykłada należytej wagi do tego problemu. – Tymczasem trzeba mieć świadomość, że korepetycje pogłębiają nierówności edukacyjne, bo chodzą na nie wyłącznie dzieci wykształconych i bogatszych rodziców. Władze oświatowe powinny bliżej przyjrzeć się problemowi – podkreśla prof. Putkiewicz.

Jedynym ministrem oświaty, który próbował walczyć ze zjawiskiem korepetycji była Krystyna Łybacka, minister w latach 2001-2004. Ogłosiła ona konkurs pod hasłem „Szkoła bez korepetycji”.
- To był mój protest przeciwko modzie na płatne lekcje, które osłabiają w dzieciach chęć do pokonywania trudności – tłumaczy dziś Krystyna Łybacka, obecnie posłanka SLD. - Niestety nie udało mi się dokończyć tego programu.

Prawdę mówiąc zakończył się on kompletną klapą. W całej Polsce chęć walki ze zjawiskiem korepetycji zgłosiły zaledwie 144 szkoły, które zresztą szybko zapomniały o tej inicjatywie.

Korepetycje z czytania i liczenia

Dziś po tego typu pomoc sięgają coraz młodsze dzieci – uczniowie początkowych klas szkół podstawowych, a nawet przedszkolaki.

Cztero i pięciolatki są najliczniejszą grupą uczniów krakowskiego Centrum Nauczania Metis, oferującego naukę matematyki przez zabawę. – Jeśli dziecko ma dobre podstawy, to później jest mu łatwiej w szkole – przekonuje pani Alicja, która w ubiegłym roku posłała swoją pięcioletnią córkę Jagodę na zajęcia do CN Metis.

„Udzielę korepetycji dzieciom, które mają problemy z opanowaniem materiału szkolnego i przedszkolnego” – takie ogłoszenie znaleźliśmy w sieci. Jego autorka Magdalena Małek ze Słupska, nauczycielka dyplomowana z kilkunastoletnim stażem pracy nie kryje, że coraz więcej maluchów potrzebuje dodatkowej pomocy. – Są to głównie dzieci z różnego rodzaju zaburzeniami takimi jak dysgrafia, dysortografia, dysleksja, które niestety występują u dzieci coraz częściej – mówi nauczycielka.

Takim maluchom pomaga też pani Małgorzata z Krakowa, nauczycielka dyplomowana z 20-letnim stażem pracy, której ogłoszenie również znaleźliśmy w sieci. – Najczęściej wykonuję z nimi ćwiczenia, które zalecają im poradnie psychologiczno-pedagogiczne, mam też stały kontakt z ich szkolnymi nauczycielami – mówi pani Małgorzata.

Nauczycielka przyznaje jednocześnie, że ćwiczyć z dziećmi powinni raczej ich rodzice. – Wystarczyłoby 15 minut dziennie, ale rodzice nawet na to nie mają czasu. Płacąc mi 20 zł za godzinę czują się usprawiedliwieni – mówi.

Dagmara, nauczycielka z Nowego Sącza, która od 13 lat pracuje w szkole podstawowej również zdecydowała się na udzielanie korepetycji najmłodszym dzieciom. – Okazuje się, że one bardzo tego potrzebują. Rodzice nie mają bowiem dla nich ani czasu, ani cierpliwości – mówi pani Dagmara.

Na stronie internetowej, na której zamieściła swoje ogłoszenie napisała: „Twoje dziecko ma problemy w nauce? Nie opanowało jeszcze techniki czytania, tabliczki mnożenia, dzielenia, zasad ortograficznych, a ty nie masz czasu? Doświadczony nauczyciel kształcenia zintegrowanego pomoże tobie i twojemu dziecku. Wszystkiego można się nauczyć, ale w odpowiedni sposób. Nauka przez zabawę zawsze daje doskonałe efekty”.

Dlaczego nie można tych efektów osiągnąć w szkole? – Bo nauczyciel ma mnóstwo papierkowej roboty, a klasy są zazwyczaj 30-osobowe, nie da się tam podejść indywidualnie do każdego dziecka. Nawet na zajęciach wyrównawczych organizowanych bezpłatnie przez szkołę musi być co najmniej pięcioro uczniów – tłumaczy pani Dagmara.

Szkoła nie ma czasu uczyć?

Napięte programy, zbyt mało czasu, by porządnie wytłumaczyć temat, przeładowane klasy – to dlatego, zdaniem wielu nauczycieli, nie da się porządnie uczyć dzieci w szkole. Są jednak tacy, którzy udział swoich uczniów w prywatnych lekcjach traktują jak osobistą porażkę.

- Na lekcjach w szkole robię wszystko, aby moi uczniowie nie musieli chodzić na korepetycje. Gdybym się dowiedział, że jednak je biorą, wówczas miałbym żal do siebie i winy szukałbym w swoim sposobie nauczania – podkreśla polonista z jednego z krakowskich liceów, który sam nie unika jednak dawania prywatnych lekcji. Chce pozostać anonimowy, bo jak podkreśla, zjawisko korepetycji to dla większości nauczycieli temat drażliwy, wręcz tabu.

- Są nauczyciele, dla których korepetycje są istotniejszym źródłem dochodów od pensji – mówi nauczyciel innego renomowanego krakowskiego liceum, który także nie chce ujawnić swojego nazwiska. – Z żalem muszę przyznać, że wiele osób zawala pracę w szkole, bo większą wagę przywiązuje do płatnych lekcji, które pochłaniają mnóstwo czasu i energii.

Wykazały to zresztą badania Instytutu Spraw Publicznych. – Wyszło z nich, że nienajlepsi nauczyciele często nieoczekiwanie dostają skrzydeł na prywatnych lekcjach – mówi prof. Elżbieta Putkiewicz.

Badania zdemaskowały jeszcze jeden niepokojący fakt. Okazało się, że co dziesiątemu badanemu korepetycji za pieniądze udzielali ci sami nauczyciele, z którymi mieli zajęcia w szkole, a nieco mniej niż 10 proc. pytanych chodziło na prywatne lekcje do innych nauczycieli ze swojej szkoły.

- Z sondy przeprowadzonej przez Centrum Edukacji Obywatelskiej w tym samym czasie co nasze badania wynika również, że w polskich szkołach istnieje zjawisko wymuszania korepetycji – mówi prof. Putkiewicz. – Rodzice skarżą się, że często słyszą od nauczycieli: „bez korepetycji ani rusz”.

Rynek wart miliardy złotych

Znalezienie korepetytora nie stanowi dziś większego problemu. Wystarczy otworzyć gazetę, Internet, czy po prostu zapytać znajomych. Szybko można odnieść wrażenie, że prywatnych lekcji udziela każdy belfer bez wyjątku. Trudno jednak stwierdzić jak jest w rzeczywistości.

Z ostatniego raportu Głównego Urzędu Statystycznego „praca nierejestrowana w Polsce” wynika, że nauczycieli-korepetytorów pracujących w szarej strefie mamy w Polsce 17 tys. To zdecydowanie mniej niż jeszcze dwa lata temu, gdy statystyki mówiły o 45 tys. osób udzielających korepetycji. Być może wpływ na to ma fakt, że coraz więcej nauczycieli decyduje się na zarejestrowanie swojej działalności. W Polsce powstają też firmy, które zupełnie legalnie zajmują się udzielaniem korepetycji. W Krakowie jest już kilka takich instytucji. Swoje oddziały ma tu firma Platu Korepetycje, Korkownia, czy Arysto Korepetycje. Wartość tego rynku eksperci szacują na kilka miliardów złotych.

Jednak ci uczniowie, którzy poważnie myślą o swojej przyszłości rzadko szukają korepetytorów w sieci, czy na słupach ogłoszeniowych. Nie interesuje ich anonimowy nauczyciel, który za godzinę pracy bierze kilkadziesiąt złotych. - To musi być osoba, która ma dobrą opinię wśród uczniów, jest polecona przez kogoś znajomego i taka, do której na lekcje chodzi sporo osób – tłumaczy Kasia, maturzystka z LO w Suchej Beskidzkiej.

- Na korepetycje lepiej chodzić do zaufanego nauczyciela, który jest w stanie zagwarantować, że zdam maturę – dodaje Weronika, uczennica krakowskiego liceum, która na korepetytora wybrała emerytowaną nauczycielkę ze skawińskiego liceum. – Ta pani uczyła jeszcze moją mamę.

- Ogłoszenia rzeczywiście są mało skuteczne – potwierdza Maria, która od 25 lat udziela korepetycji i należy do grona tych korepetytorów, o których można dowiedzieć się przede wszystkim za pośrednictwem poczty pantoflowej.

Tacy nauczyciele nie mogą narzekać na brak chętnych uczniów, a do tych najlepszych trzeba się zapisywać nawet z dwuletnim wyprzedzeniem.

Marzą o szkole bez korepetycji

Nauczyciele niechętnie rozmawiają o tym, co robią po szkole. - Bo nie ma się czym chwalić – stwierdza Piotr, korepetytor i nauczyciel dyplomowany w jednej z lepszych krakowskich szkół średnich. - To poniżające, że musimy w ten sposób dorabiać, żeby utrzymać rodzinę.

Czasem jednak warto się „poniżyć”. Dobry korepetytor jest w stanie wyciągnąć miesięcznie nawet kilka tysięcy złotych. - Znam takich, którzy zajmują się wyłącznie udzielaniem prywatnych lekcji – mówi Piotr. – Mają mieszkanie, dobry samochód, jeżdżą na zagraniczne wczasy. Nauczycielska pensja na niewiele wystarcza.

Ci, którzy tak jak Piotr, udzielaniem prywatnych lekcji zajmują się dorywczo, są w stanie dorobić do nauczycielskiej pensji od tysiąca do dwóch tysięcy złotych miesięcznie. - To jednak mało pewna praca – podkreśla Piotr.

Dlatego niewielu nauczycieli decyduje się na odejście ze szkoły, by uczyć wyłącznie w zaciszu własnego mieszkania.
- O korepetycje trzeba zabiegać, na rynku jest duża konkurencja, a ze szkoły raczej trudno wylecieć, nawet jak jest się marnym belfrem – zauważa Jacek, nauczyciel w jednym z krakowskich gimnazjów oraz korepetytor z 15-letnim stażem.

Polska rodzina wydaje rocznie na korepetycje od 3 do 9 tys. zł. Godzina lekcji matematyki kosztuje w Krakowie od 10 do 60 zł, godzina polskiego to 10-50 zł, a za 60 minut historii trzeba zapłacić minimum 25 zł.
Większość uczniów, co pokazują badania, święcie wierzy, że korepetycje to jedna z najskuteczniejszych form nauki. 80 proc. maturzystów przepytanych przez ISP przyznało, że prywatne lekcje bardzo im się przydały. Te same badania pokazały jednak, że aż 92 proc. uczniów marzy, by szkoła uczyła lepiej i aby korepetycje nie były potrzebne.

AGNIESZKA KARSKA
 

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio