Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Wychowanie z kulturą

05.09.2014

Wychowanie z kulturą
O tym, że dzieci należy rozwijać, a nie obciążać, o kierowaniu potężną instytucją kulturalną oraz o szukaniu sposobów na odpoczynek rozmawiamy z Izabelą Helbin, dyrektor Krakowskiego Biura Festiwalowego, które co roku organizuje wiele wydarzeń artystycznych. W rozmowie uczestniczy 8-letnia Hania, uczennica szkoły podstawowej oraz szkoły muzycznej.

Krakowskie Biuro Festiwalowe przygotowuje rocznie ponad 100 wydarzeń kulturalnych. Każde musi być świetnie zorganizowane. Stresuje to Panią?

Stres jest ogromny, ale gdy okazuje się, ze wszystko dobrze poszło, to i satysfakcja jest ogromna. Gdy obejmowałam  stanowisko dyrektora Krakowskiego Biura Festiwalowego, koncepcja funkcjonowania tej instytucji nie była jeszcze do końca ustalona. Wszystko się rozwijało. Zmieniał się sposób zarządzania,  finansowania, przybywało przedsięwzięć. W tej chwili rocznie nasze biuro przygotowuje ponad 152 imprezy, czyli właściwie mamy je co trzeci dzień. Od skromnych wydarzeń, gdzie zaangażowanych jest kilka osób po wielkie koncerty. Festiwal Muzyki Filmowej, Sacrum Profanum, poświęcone muzyce dawnej Misteria Paschalia czy multimedialne widowisko dla dzieci – PIXAR Music In Concert. Ten ostatni był dla nas ogromnym wyzwaniem z wielu powodów. Po pierwsze odbywał się w zupełnie nowej lokalizacji, jaką jest Kraków Arena, a po drugie trzeba było zadbać o komfort zupełnie innych widzów, czyli około 10000 dzieciaków. To potęgowało stres.

Długo Państwo pracowali nad tym przedsięwzięciem?

Bardzo długo. Ważne było dla nas zarówno zadowolenie dzieci, jak ich bezpieczeństwo. Zakładaliśmy, że koncert PIXAR odbędzie się we wrześniu i zbiegnie się w czasie z festiwalem Muzyki Filmowej. Gdy jednak okazało się, że hala Kraków Arena zostanie oddana do użytku tuż przed Dniem Dziecka nie mieliśmy wątpliwości, że trzeba w niej zorganizować spektakularny koncert dla uczniów małopolskich i krakowskich szkół i wychowanków domów dziecka.  Organizacja tej imprezy była dla nas dużym wyzwaniem.  Staraliśmy się dopiąć wszystko na ostatni guzik. Do samego końca momentu nie opuszczało nas napięcie, bo przecież odpowiadaliśmy za bezpieczne wyprowadzenie dzieci po zakończonej imprezie. Wszystko jednak poszło bardzo sprawnie i w 10 minut hala była pusta.

Dzieci były zadowolone z widowiska?

Zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy do czynienia z bardzo wymagającymi widzami, więc musieliśmy zrobić wszystko by się nie nudzili. Pomimo tego, że dzieciaki słuchały przede wszystkim muzyki - bo grano odrębne suity z różnych bajek - reakcje były niesamowite.  Dzieci są w swoim zachowaniu autentycznie. Coś im się podoba lub nie. Jeden z naszych pracowników,  gdy usłyszał piski i okrzyki radości to się niemal rozpłakał ze wzruszenia. Takie imprezy dają nam wiele pozytywnej energii.

Jak Państwo szukają pomysłów na koncerty i festiwale, które odbywają się w naszym mieście?

Wychodzę z założenia, że musimy znać kalendarz wydarzeń  kulturalnych, które odbywają się w innych miastach i krajach. Jesteśmy więc obecni na polskich i zagranicznych koncertach, czy festiwalach. Nie chodzi jednak o to, by je kopiować, ale o inspiracje. Jeśli uważamy, że jakieś wydarzenie  sprawdziłoby się w naszych krakowskich realiach, to zaczynamy się nad tym zastanawiać. Obecnie bardzo zależy nam na podpisaniu  umowy z dużą, międzynarodową marką festiwalową, ponieważ to przyniosłoby wiele korzyści dla Krakowskiego Biura Festiwalowego i Krakowa: zwiększenie rozpoznawalności festiwalu, poszerzenie zasięgu o nowych odbiorców, oraz obustronny prestiż. Pracownicy naszego biura jeżdżą też na Słowację, Węgry, czy do Wielkiej Brytanii, gdzie kultura festiwalowa jest bardzo popularna.  Przez dwa lata pracowaliśmy też na to, by znaleźć się w gronie miast kreatywnych. Krakowowi udało się zdobyć tytuł Miasta Literatury UNESCO, co obliguje nas do przygotowania wielu ciekawych wydarzeń.

Jesteście Państwo bardzo profesjonalną instytucją, która sprawnie potrafi przygotować wiele wielkich artystycznych wydarzeń. Czy przedstawiciele instytucji kulturalnych innych europejskich miast przyjeżdżają do KBF po nauki dobrej organizacji?

Może nie po nauki, ale cieszę się, gdy podczas spotkań pytają, na jakich zasadach działa nasze biuro, bo chcieliby podobne stworzyć u siebie.

Co im wtedy Państwo mówią?

Przede wszystkim to, że Krakowskie Biuro Festiwalowe tworzą ludzie, i że to zgrany zespół pracowników, których nie trzeba do niczego zachęcać, czy przekonywać. Te osoby są bardzo swej pracy oddane. W konkretnych sytuacjach reagują błyskawicznie i to bardzo doceniam. Choć wydawałoby się, że to praca urzędnika, to nie pracują dziennie przez 8 godzin, tylko często zarywają noce, weekendy, święta, czy Sylwestera. Stąd zmęczenie, które potęguje jeszcze fakt, że trzeba załatwić wiele spraw na raz.

Jak pozyskujecie pieniądze na swoją działalność?

Otrzymujemy je z budżetu miasta, a także staramy się o środki ministerialne oraz unijne. Szukamy też sponsorów. I efekt jest taki, że co roku z państwowych pieniędzy mamy zagwarantowanych blisko 50% budżetu, a sami wypracowujemy drugie tyle. Gdy przychodzi listopad składamy wnioski do Ministerstwa Kultury. Piszemy ich mnóstwo. Dzięki temu, że są one dobrze oceniane, co roku organizowany jest jeden z największych festiwali - Sacrum Profanum. Ma największą dotacje, bo rocznie  600 tys. zł. Taką samą kwotą zasilany jest festiwal Misteria Paschalia.  Sami też staramy się pozyskiwać fundusze w ramach struktur, które nam podlegają. Przekształciliśmy punkty informacji turystycznej w miejsca, gdzie  nie tylko można poznać ofertę Krakowa, ale także kupić bilet na imprezę kulturalną, czy nocleg w hotelu. To przynosi dochód. Staramy się też przekonywać do naszych pomysłów przedsiębiorców prywatnych.  Trzeba jednak pamiętać, że jesteśmy instytucją publiczną i wydajemy pieniądze podatnika. Musimy to robić z rozwagą. Stąd wiele procedur, na które zżymali się pracownicy, ale w końcu ich przestrzeganie weszło im w krew. 

Czy na wydarzeniach, które organizuje Krakowskie Biuro Festiwalowe zdarza się być Pani widzem, a nie organizatorem?

Rzadko. Jak zaczyna się impreza, to włącza mi się tryb obserwowania, czy wszystko jest idzie w dobrym kierunku. Są oczywiście momenty, że się wyłączam. Tak było podczas koncertu  PIXAR. Publiczność tak na mnie podziałała, że się uspokoiłam.  Ale takie chwile nie często się zdarzają.

Wyjazdy na inne imprezy, których Pani nie organizuje, przynoszą większy luz?

Nie zawsze, bo wtedy cały czas myślę o tym, co dzieje się w Krakowie. Nie umiem przystopować.  Gdy wyjeżdżam na dwa lub trzy dni,  to po powrocie zastanawiam się po co w ogóle opuszam nasze miasto. Kończy się bowiem na tym, że przez cały pobyt załatwiam przez telefon sprawy zawodowe.
Dopiero odpoczywam na wakacjach. Co roku z rodziną wyjeżdżamy na dwutygodniowy urlop i wtedy zapominam o wszystkim. Zwłaszcza, jak jeżdżę na rowerze.  Siłą rzeczy mam utrudniony dostęp do komórki i dobrze mi to robi. Od pracy odrywam się tez podczas rodzinnych imprez. Z domu wyniosłam, że kontakty z bliskimi są bardzo ważne. Kiedyś na Wigilie przyjeżdżało do nas nawet 45 osób. Każdy przywoził prezenty i coś smakowitego. Potem wspólne kolędowaliśmy, graliśmy na pianinie. Teraz  - choć spotykamy się w mniejszym gronie - też jesteśmy ze sobą i to jest dla mnie bardzo ważne.

Wprowadza Pani już Hanie w świat sztuki? Bywa na koncertach, spektaklach teatralnych i innych kulturalnych imprezach, które odbywają się w Krakowie?

Tak, na koncerty chodzi ze mną, a z tatą do teatru i kina. Dla nas to ważne, by dziecko miało kontakt ze sztuką, bo dzięki temu wzbogaca wyobraźnię.

Hania: Byłam na festiwalach: muzyki filmowej,  Misteria Paschalia i na koncercie PIXAR. Lubię słuchać muzyki, ale też gram na fortepianie już ponad rok. Chodzę do Szkoły Muzycznej przy ul. Józefińskiej w Krakowie.

Izabela Helbin: Całkiem nieźle ta nauka jej idzie. Ja też grałam na fortepianie i skończyłam nawet szkołę muzyczna, ale przyznaję się do tego wprost,… że „nic nie słyszę”. Córka za to zaczyna grać ze słuchu, czego ja nie potrafię.

Namawiała ją Pani do tej szkoły, czy sama zdecydowała?

Powiem szczerze, że trochę przez brak czasu, a trochę z lenistwa nie chciałam, by tam chodziła. Ale Hania była nieugięta. Zdała egzamin i systematycznie zaczęła uczęszczać na zajęcia. Wiem jednak szkoła muzyczna zajmuje jej sporo czasu.  Zajęcia są po popołudniu, trzeba się do nich przygotować, a także na nie dojechać. Córka dużo też ćwiczy w domu. Ja nie byłam taka zdeterminowana. Już po trzeciej klasie powiedziałam mamie, że to koniec,  że nie będę chodzić na fortepian, bo mnie ta nauka męczy. Ale nie było dyskusji.  Usłyszałam, że jak zaczęłam to muszę skończyć. Teraz jestem jej za to wdzięczna, bo gra na fortepianie nauczyła mnie wrażliwości, pracy nad sobą i systematyczności.  Dzięki temu dziś mogę też pomóc córce. Czasem ćwiczę z Hanią, daje jej wskazówki, jak utwór ma być zagrany, bo wiem jak mnie samej nauka czasem sprawiała trudność. Z kolei mój mąż zachęca córkę do czytania, bo sam robi to nałogowo.

Haniu masz jakieś ulubione książki?

Tak. Serię Jonka, Jolek i Kleks oraz książki o Karolku.

Izabela Helbin: Tata też muzycznie edukuje córkę. Kupuje jej płyty, a potem wspólnie słuchają ich w domu, czy samochodzie. Cieszę się, gdy córka sama wchodzi do pokoju i włącza jakąś piosenkę.

Współczesne dzieci mają duży dostęp do łatwej rozrywki. Gry są w komputerze, tablecie, czy telefonie. Czy żyjąc w świecie wysokiej kultury ograniczają Państwo córce dostęp do najnowszych zdobyczy techniki?

Ograniczamy, ale nie zakazujemy. Chcemy, by była na bieżąco z nowymi urządzeniami, ale pilnujemy też, kiedy zabawa się zaczyna i kiedy kończy.

Jak często grasz Haniu na komputerze?

Dwa razy w tygodniu, a czasem rzadziej, jak mam jakąś karę.

Izabela Helbin: Hania gra na fortepianie, czyta, bawi się z rówieśnikami, chodzi na koncerty, ale gdy to jest możliwe, dużo czasu spędza ze mną i mężem. Na tym mi bardziej zależy niż na mnożeniu zajęć dodatkowych. Czasami, jak spotykam się z zaprzyjaźnionymi matkami i one wyliczają mi aktywności swoich dzieci, to mam wyrzuty sumienia, że Hania uczy się tylko gry na fortepianie i chodzi na angielski. Ale ona tego właśnie chce i to jest dla mnie najważniejsze. Gdy sobie to uświadomiłam, przyszła refleksja, że dziecko należy rozwijać, a nie obciążać.


Fot. Robert Sadowski

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio