Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Wszystko dzięki babci

20.01.2014

Wszystko dzięki babci
Rozmowa z dr. hab. Piotrem Oprochą, 35-letnim naukowcem, zatrudnionym na stanowisku profesora Wydziału Matematyki Stosowanej Akademii Górniczo-Hutniczej. Piotr Oprocha jest ojcem dwóch synów:  8-letniego Maćka i 4-letniego Michała.
Panie Profesorze łatwiej żyć świecie matematyki czy w świecie realnym?

Myślę, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Gdy w świecie codziennym pewnych czynności nie wykona się na czas, to skutki ujawnią się dość szybko. W  matematyce jest inaczej. Poznawanie i rozumienie  tej nauki wymaga skupienia i spokoju. Są działania, których nie da się  zrobić w pośpiechu. Potrzeba na nie czasu i odpowiedniego nastroju.

Zawodowo zajmuje się Pan teorią chaosu. Czy jej poznanie pomaga wieść uporządkowane życie?

To trudne pytanie. Czy ja jestem uporządkowany? Myślę, że  tak, ale pewnie moja żona będzie mieć na ten temat inne zdanie. Powiem więc ostrożnie, że zachowuję porządek w bałaganie. Gdy zaczynam nad czymś pracować, rozkładam wszędzie książki i papiery. Zaglądam tu i tam.  Wertuję. Potem wszystkie odkładam na kupę, ale nadal wiem, gdzie co jest. Gdy żona przełoży mi coś w inne miejsce, zaczynam gubić się w chaosie.

Czy będąc uczniem dużo czasu poświęcał Pan na naukę matematyki?

W szkole podstawowej miałem doskonałą nauczycielkę, która potrafiła zainteresować nas tym przedmiotem. To duże szczęście. Z kolei w domu babcia stwarzała mi znakomite warunki do nauki. W odpowiednim momencie wchodziła do pokoju z herbatą albo ciastkami. Miałem dużą motywację.

Babcie zawsze wiedzą, czego potrzebujemy najbardziej…

Moja babcia wiedziała to podwójnie. W pewnym momencie zastąpiła mi mamę, która zmarła, gdy miałem 14 lat i tatę, który został pozbawiony praw rodzicielskich. Wiele jej zawdzięczam. Poświęciła mi się bez reszty. Dziś mogę się tylko cieszyć z tego, że dopisuje jej zdrowie.

Tuż po 30-tce objął Pan stanowisko profesorskie w Akademii Górniczo-Hutniczej. To też wielki sukces babci.

Tak, bo babcia bardzo troszczyła się o moją edukację. Rozpytywała znajomych i ich dzieci, które szkoły w Krakowie są najlepsze. Dowiedziała się, że w V LO jest klasa matematyczna, w której uczą profesorowie z Uniwersytetu Jagiellońskiego i tam mnie wysłała.  Egzamin wstępny był dużo wcześniej niż do innych szkół, więc nic nie ryzykowałem. W razie niepowodzenia mogłem zawsze zdawać gdzie indziej.

Ale niepowodzeń nie było, tylko początek pasma sukcesów.

To uproszczenie. W szkole średniej trzeba było dużo się uczyć. Nie było łatwo. Nauczyciele mówili: „skoro jesteście dobrzy z matematyki, to nie możecie być gorsi z innych przedmiotów”. Cisnęli nas ze wszystkiego. 

Brał Pan kiedyś korepetycje?

Tak, gdy zdawałem egzamin wstępny na studia matematyczno-przyrodnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. To był test, który polegał na udzieleniu poprawnych odpowiedzi na 50 pytań z matematyki, fizyki, chemii. Na obliczenia mieliśmy niewiele czasu. Musiałem się wcześniej przygotować do takiej formy egzaminu.
 
Od dzieciństwa fascynowała Pana matematyka?

Nie. Ciekawiła mnie historia i komputery. Chciałem zostać informatykiem, ale ponieważ trafiłem na studia interdyscyplinarne, mogłem wybierać też przedmioty przypisane do innych kierunków: matematyki, geografii, fizyki czy biologii. Dlatego uważam, że studia interdyscyplinarne to genialny pomysł.  

Wtedy informatyka Pana rozczarowała?

Tak, za to matematyka okazała się dużo ciekawsza, niż bym wcześniej przypuszczał.

Co w niej może być ciekawego?

To, że teorie, które się wymyśla, nigdy nie wiadomo kiedy się przydadzą. Nigdy człowiek nie wie, jakie zyski przyniosą odkrycia matematyków. Tak było z pytaniami o wymiar i samopodobieństwem, które dziś znajduje wykorzystanie w grafice komputerowej.

Zaciekawił mnie Pan.

Zaczęło się od jednowymiarowej linii i kwadratu, który ma już dwa wymiary. Potem ktoś namalował linie wypełniającą kwadrat i zrodziło się pytanie, czy ta linia ma wymiar jeden czy dwa. Idąc dalej uznano, że wymiar może być ułamkiem i zaczęto konstruować zbiory, które taki wymiar ułamkowy mogą mieć. Gdy powstawały zbiory, jednocześnie ktoś zauważył, że niektóre oderwane fragmenty przedmiotów, wyglądają jak one same. Na przykład różyczka kalafiora,  gdy ją powiększymy, przypomina cały kalafior. Okazało się, że konstrukcja zbiorów oparta o samopodobieństwo, pomaga w obliczeniu ich wymiaru. Obiekty konstruowane w ten sposób nazwano fraktalami.  Teorie fraktali wykorzystuje się w programach do projektowania komputerowego autoCAD i w formatach do zapisywania obrazu.

Czy teraz będąc naukowcem, zauważa Pan na swoich zajęciach osoby, które pomyliły się z wyborem kierunku?

 Tak i  najczęściej to widać podczas wygłaszania referatów. Niektórych nudzi to, co mówią inni. Są też studenci, którzy zawzięcie dyskutują, zadają pytania, poprawiają referujących.

Jak to się stało, że Pan - absolwent UJ, robi karierę w Akademii Górniczo-Hutniczej?

Gdy zaczynałem studia, na AGH uczono jedynie matematyki aplikacyjnej, dającej podstawy do zrozumienia teorii potrzebnych przyszłym inżynierom. To była jednak ogólna wiedza matematyczna z końca XIX w. - początku XX w., stanowiąca bazę do zrozumienia problemów inżynierskich. Powstał jednak pomysł przekształcenia Instytutu Matematyki w Wydział Matematyki Stosowanej, który zająłby się kształceniem przyszłych matematyków. Było to spore wyzwanie dla władz uczelni, a jednocześnie spora szansa dla ówczesnych absolwentów matematyki UJ. Potrzebna była młoda kadra, a wydział jeszcze nie miał swoich absolwentów. Wystartowałem w konkursie i przyjęto mnie na stanowisko asystenta.

W 2005 r. obronił Pan doktorat, sześć lat później był już doktorem habilitowanym. Teraz jest Pan jednym z najmłodszych profesorów w Polsce. Jak się Pan odnajduję w gronie starszych, utytułowanych naukowców?

Wszedłem do świątyni i mogę z nimi rozmawiać, jak równy z równym, ale oni mają nade mną przewagę, bo wiele wiedzą. Chylę więc czoła przed starszymi naukowcami. Chciałbym mieć w ich wieku poziom, który oni teraz prezentują. Często wyciągają jak z rękawa twierdzenia poznane przed dwudziestoma laty. Nie pozostaje nic innego, jak tylko się od nich uczyć.

Chyba trzeba mieć niezłą pamięć, żeby te wszystkie dowody, twierdzenia zapamiętać?

Całe szczęście, że matematyka w przeciwieństwie do prawa nie dewaluuje i wiedza raz przyswojona, zawsze może się  kiedyś przydać.

Czy profesor matematyki potrafi małemu dziecku przekazać matematyczna wiedzę?

To zależy od osoby. Od tego czy ktoś będąc naukowcem, lubi być też dydaktykiem.

A Pan lubi?

Tak, jak nie mam zajęć ze studentami, to mi ich brakuje.

A  swojego 8-letniego syna Maćka też Pan uczy?

Czasami tak.

Prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, twierdzi, że wielu nauczycieli matematyki nie jest przygotowanych do zawodu i skutecznie obrzydza swój przedmiot uczniom. Nie zna odpowiednich metod jak przekazać wiedzę.

Zawsze jest takie ryzyko, że trafi się na nieprzygotowanego do zawodu nauczyciela.  Ale mój syn jest w takiej sytuacji, że mogę mu pomóc. Nawet jeśli sam nie potrafiłbym do niego trafić, to wiem gdzie szukać  wsparcia. Na razie  jednak Maciek jest w drugiej klasie i nie ma problemów z nauką.

Maćku, lubisz matematykę?

Tak, to mój ulubiony przedmiot. Lubię dodawać i odejmować. Ale najbardziej to chyba mnożyć. Nie uczyliśmy się tego w szkole, ale ja już umiem

 I pewnie masz same szóstki z matematyki.

Chyba nie same, ale parę mam.  Mam też dobre oceny z plastyki. Bardzo lubię rysować, tak jak moja mama. Lubię też judo, basen i gimnastykę.
 
Na te zajęcia chodzisz po lekcjach?

Tak. I jeszcze na kółko matematyczne i na hiszpański.

Sam wybrałeś ten język? 

Znałem go wcześniej, bo w pierwszej klasie chodziłem do szkoły w Hiszpanii.

Piotr Oprocha: Pojechaliśmy tam, żebym mógł spokojnie dokończyć habilitację. To cudownie miejsce, ale przez te upały ciężko było się czasem zebrać do pracy.Gdy Maciek poszedł do tamtejszej szkoły nie znał słowa po hiszpańsku. Po roku był jednym z najlepszych uczniów w swojej klasie.

Maćku, teraz chodzisz do szkoły w Krakowie. Która jest lepsza? polska czy hiszpańska?

Polska, bo tu mam dużo kolegów. W Hiszpanii miałem tylko jednego.

A teraz szykuje się Pan do zagranicznego wyjazdu?

Nie, ale bardzo bym chciał, bo takie wyjazdy na staże, stypendia, czy konferencje - bardzo nas wzbogacają. W matematyce, jakby nawet ktoś chciał, to z książek sam wszystkiego się nie nauczy. Trzeba mu pewne rzeczy powiedzieć, pokazać.

Kto przed Panem odkrywał tajniki matematyki?

Miałem okazję spotkać wielu charyzmatycznych profesorów. Choćby prof. Andrzeja Pelczara, który pomimo swoich licznych obowiązków, zawsze perfekcyjnie prowadził seminarium, skupiając się nad tym co mówimy. Słuchał z uwagą i pytał o pewne sprawy obnażając naszą niewiedzę. Nie warto było  kręcić, bo zawsze wtedy zadawał konkretne pytania.  Te seminaria były jednymi z ważniejszych w moim życiu. Bardzo sobie też cenię prof. Jerzego Ombacha, który owe seminaria prowadził wspólnie z prof. Pelczarem. Staram się, by moje zajęcia wyglądały podobnie.
ROZMAWIAŁA
MAGDALENA STRZEBOŃSKA

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio