Nie mogliście obserwować kłótni rodziców Mikołajka dotyczącej Buni, która wg mamy głównego bohatera, powinna jechać z nimi na wakacje. Koniec końców, tata Mikołajka musiał ulec i urlop spędzić w towarzystwie teściowej, co, oczywiście, nie bardzo mu odpowiadało. Na miejscu również nie brakowało dziwnych sytuacji. Dawny kolega z ławki taty Mikołajka okazał się spędzać swoje wakacje w tym samym ośrodku. Ku przerażeniu Mikołajka, ów kolega miał córeczkę, która naszemu głównemu bohaterowi nie dawała spokoju, ciągle chodząc za nim i patrząc się dziwnie swoimi ogromnymi oczami. Muszę przyznać, że mała Izabelle była momentami naprawdę przerażająca i przypominała postać rodem z horroru. Mikołajek wraz z nowo poznanymi towarzyszami (wśród których nie brakowało odpowiedników jego szkolnych kolegów - był przemądrzały, beksa, irlandzki chłopiec z brytyjskim akcentem czy kolega, który jadł naprawdę wszystko…) postanowił zmusić znajomą rodzinkę do opuszczenia ośrodka…
Książki o Mikołajku są tak wspaniałe, że żaden film im nie dorówna. Nie można jednak nie być rozbawionym tą lekką komedią dla małych i dużych. Obserwowanie miłosnych problemów małego chłopca czy też jego rodziców (czyich problemy są nie mniej śmieszne…) dostarcza dużo radości. Filmowy Mikołajek nie jest wierną adaptacją książek - twórcy sami stworzyli historię z bohaterami Gościnnego. Trzeba przyznać, że potrafią oddać klimat opowiadań o Mikołajku, a doskonale dobranych aktorów ogląda się z wielką przyjemnością. Zderzenie świata dzieci z rzeczywistością dorosłych przyniosło na ekranie zamierzony skutek- i mały, i duży z kina wyszedł zadowolony.