Ministerstwo edukacji właśnie skasowało tzw. godziny karciane, które nauczyciele przeznaczali dotąd na organizowanie uczniom zajęć rozwijających zainteresowania, a to oznacza, że od września w większym stopniu będą musieli zadbać o to sami rodzice. Pytanie tylko, co wybrać i czy koniecznie musimy fundować naszemu dziecku dodatkowe aktywności, skoro i tak spędza w szkole coraz więcej czasu? Większość psychologów i pedagogów jest zdania, że jeśli tylko mamy taką możliwość, powinniśmy pozwolić dziecku próbować różnych rzeczy, bo dzięki temu maluch nie tylko się uczy, ale także poznaje siebie i odkrywa własne talenty oraz zainteresowania.
Zresztą tego zdania są nie tylko specjaliści. Marta Bizoń, krakowska aktorka, której córka Matylda od wielu lat jest uczennicą Krakowskiej Szkoły Tańca przekonuje: – Oczywiście bez zajęć dodatkowych można żyć, ale apeluję do rodziców, żeby nie przegapili dziecięcych pragnień i marzeń, które mogą dotyczyć różnych dziedzin. W miarę swoich możliwości dajmy im szansę, której wielu pokoleniom przed nami los poskąpił – mówi aktorka.
Podobnego zdania jest prof. Ewa Łętowska, która oprócz tego, że jest świetnym prawnikiem, byłym Rzecznikiem Praw Obywatelskich oraz sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, jest również melomanką i wszechstronnie wykształconą kobietą. W jednym ze swoich wywiadów prof. Łętowska przyznała, że to ostatnie zawdzięcza rodzicom, którzy „przymuszali ją w dzieciństwie do muzyki”. - To bardzo ważne – zaznacza prof. Łętowska - żeby dziecku pokazywać różne rzeczy: muzykę, teatr, sztukę. Zasmakuje albo nie, ale szansę dostanie. A to potem w życiu wraca.
- Rozsądnie zaplanowane zajęcia dodatkowe, to wielka wartość – przekonuje Elżbieta Mach, krakowska pedagog. - W życiu dziecka powinien być jednak czas na naukę i czas na zabawę. Wszystko w sensownych proporcjach. Zawsze powtarzam rodzicom, że wyścig szczurów jest dla szczurów, a dzieciom należy się wsparcie w rozwoju i duża doza mądrej miłości.
„Rozsądne planowanie” zajęć dodatkowych powinniśmy rozpocząć od obserwacji własnego dziecka. Jeśli syn czy córka najlepiej czuje się na boisku warto podsycać tę pasję i wysłać pociechę właśnie na zajęcia sportowe, nawet jeśli sami wolelibyśmy, by zamiast w piłkę grała na skrzypcach. – Nic na siłę – apelują pedagodzy. – zmuszanie dziecka do zajęć, które go kompletnie nie interesują nie będzie miało żadnej wartości edukacyjnej.
Biegać, skakać, latać, pływać…
Jak przekonują lekarze, zapisanie malucha na zajęcia sportowe to bardzo dobry pomysł. Aktywność fizyczna wydłuża życie. Brak ruchu to większe ryzyko chorób niedokrwiennych serca, nowotworowych, czy metabolicznych. Ważne, by jak najwcześniej wyrobić w dziecku nawyk uprawiania sportu, bo to zaprocentuje w dorosłym życiu. Kiedyś dzieci biegały całymi dniami po podwórku, grały w piłkę, wspinały się na trzepak. Dziś już mało kto pozwala dziecku na takie samodzielne ekspedycje. Nie sposób też biegać za nim po osiedlu, dlatego zorganizowane zajęcia sportowe wydają się idealnym rozwiązaniem.
Pływać mogą już niemowlaki. Dla trzylatka idealna będzie gimnastyka, a nieco starszy przedszkolak może już zaczynać karierę piłkarską.
W dużych miastach, takich jak Kraków czy Warszawa, nie ma większych problemów ze znalezieniem innych ciekawych zajęć sportowych dla najmłodszych. Jazda konna, joga, golf, fitness, a nawet siłownia. To wszystko jest już dostępne także dla dzieci.
- Warto zapisać pociechę na profesjonalne zajęcia, bo podczas takich lekcji dzieci nie tylko wzmacniają mięśnie, ale przede wszystkim uczą się prawidłowych wzorców ruchowych i techniki wykonywania ćwiczeń, co zapobiega wadom postawy. Ważny jest udział instruktora, który cały czas koryguje niewłaściwe zachowania – mówi Teresa Bystrzycka, z warszawskiego klubu Core Fitness, oferującego dla dzieci m.in. lekcje judo, tańca, baletu, zapasów oraz zajęcia ogólnorozwojowe.
Dobrym pomysłem na zajęcia sportowe dla malucha może być również nauka jazdy konnej.– Już samo obcowanie ze zwierzętami jest dla dziecka ogromną wartością i przyjemnością. Jazda konna wpływa też pozytywnie na rozwój fizyczny, ćwiczy koordynację i umiejętność pokonywania własnych słabości – mówi Anna Sobańska z Akademii Kucania w podwarszawskich Dawidach.
Mali muzycy
Jeśli nasza pociecha zdradza choć odrobinę talentu muzycznego warto pomyśleć o zorganizowaniu lekcji gry na instrumencie.
Maria Mostowik z Poradni Psychologicznej- Pedagogicznej nr 3 w Krakowie zaznacza, że widzi ogromne korzyści w tym, że najmłodsi uczą się gry na instrumencie. Zaobserwowała je nie tylko u swoich dzieci, ale też podopiecznych z poradni. Naukę najlepiej rozpocząć około 6. roku życia, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spróbować wcześniej czy później. I niekoniecznie potem mały muzykant musi stać się wielkim wirtuozem. Ta nauka z dzieciństwa, przyniesie mu jednak korzyści na długie lata, niezależnie jaki wybierze kierunek.
Jako pierwszą z zalet podaje, że granie na instrumencie ma istotny wpływ na rozwój intelektualny dziecka: - Muzykujące dzieci wykazują się większą zdolnością uczenia się, mają lepszą pamięć i potrafią się zmobilizować do pracy. W końcu muszą przebrnąć przez strony nut, opanować dany utwór, a to rozwija mózg lepiej i ciekawiej niż np. nauka na pamięć wierszyka – mówi Maria Mostowik.
Nauka gry na instrumencie kształtuje także charakter i wymaga dobrej organizacji czasu. - Muzyka łagodzi obyczaje. Widać to w muzykujących domach, ale także u samych małych muzyków. Takie dzieci potrafią się skupić, wyciszyć emocje. Muzyka je odpręża, daje powód do zadowolenia z siebie i uczestnictwo w procesie twórczym – mówi Maria Mostowik.
Granie na instrumencie daje także większe możliwości do autoprezentacji czy występów. To z kolei uczy śmiałości i otwartości, tak ważnych cech nie tylko na poziomie edukacji.
Jednak nieumiejętne wprowadzanie dziecka w świat muzyki, może przynieść więcej szkody, niż pożytku. Już na starcie nauki, trzeba się wsłuchać w potrzeby dziecka i nie wolno niczego robić na siłę. Jeśli samo nie wybiera swojego instrumentu, trzeba zwrócić uwagę na jego predyspozycje, a nawet poprosić o pomoc specjalistę-muzyka.
- A co najważniejsze, dzieci, które nie interesują się muzyką, nie wykazują talentu w tym akurat kierunku, w żadnym wypadku nie powinny być do tego zmuszane, bo będzie to dla nich droga przez mękę! – ostrzega Maria Mostowik.
Możliwości rozwoju muzycznego dziecka jest sporo począwszy od lekcji prywatnych, zajęć w Domach Kultury, po ogniska muzyczne i podjęcie nauki w szkole muzycznej, gdzie nauka jest bezpłatna i gdzie zwykle prowadzone są również zajęcia z rytmiki, kształcenia słuchu, wiedzy muzycznej, itp.
Rekrutacja do szkół muzycznych prowadzona jest zwykle w czerwcu, a dziecko musi niejednokrotnie przejść ostrą selekcję. W ostatnich latach powstało jednak wiele prywatnych szkół, które mogą przyjąć ucznia nawet w czasie trwania roku szkolnego.
Języki (nie) obce
Rodzice robią dużo, by ich dziecko biegle posługiwało się językami obcymi. W szkole takich zajęć wciąż jest zbyt mało, dlatego wielu z nas musi szukać innego rozwiązania.
– Im wcześniej dziecko zacznie poznawać obcy język, tym lepiej – przekonują rodzice, którzy postawili na edukację językową swoich pociech.
Często wtórują im metodycy nauczania języków, którzy podkreślają, że dzieci najlepiej przyswajają wiedzę od przyjścia na świat do ukończenia 12. roku życia, a już szczególnie sprzyjającym nauce okresem jest pierwsze 5 lat życia. Ich zdaniem nie ma też przeszkód, by języka obcego uczyły się dzieci, które jeszcze nie poznały ojczystej mowy.
– Wówczas można rozpocząć osłuchiwanie dziecka z językiem obcym – mówi Elżbieta Utracka, nauczyciel wychowania przedszkolnego, metodyk nauczania języków obcych, a także autorka zeszytów ćwiczeń z angielskiego dla przedszkolaków. – Im dziecko mniejsze, tym więcej dźwięków jest w stanie rozróżnić. W miarę dojrzewania, około jedenastego roku życia, ucho człowieka stopniowo traci zdolność słyszenia dźwięków, które nie pojawiają się w ojczystym języku. Dlatego trudniej jest się nauczyć obcej mowy, jeśli wcześniej nie miało się okazji osłuchać się z nią.
Rodzice coraz częściej biorą sobie do serca takie rady, a w odpowiedzi na ich zapotrzebowanie rodzi się w Polsce moda na guwernantki, które opiekując się dziećmi mówią do nich w obcym języku.
Warszawskie rodziny już z tej propozycji korzystają. Szukają też opiekunek ze znajomością niepopularnych języków, twierdząc, że to właśnie ich nauka może za kilka lat przynieść korzyści. Państwo Kranzbergowie z Warszawy postawili na język chiński. – To język przyszłości –przekonuje Paweł Kranzberg.
Moda na zatrudnianie chińskich niań przyszła do nas z Ameryki i – przynajmniej na razie – zatrzymała się na Warszawie. – Stolica jest bardziej kosmopolityczna i otwarta na takie nowości – przyznaje pani Alicja, która w Warszawie i Krakowie prowadzi agencję guwernantek.
Inną opcją jest zatrudnienie polskiej niani swobodnie posługującej się językiem obcym. – Taka guwernantka łączy często trzy w jednym, czyli opiekę nad dzieckiem, naukę języka, a także organizowanie maluchowi zajęć dodatkowych – mówi Alicja.
Od ubiegłego roku obowiązkowe i bezpłatne zajęcia z języka angielskiego mają w swoich przedszkolach wszystkie pięciolatki. W tym roku dojdą do nich dzieci czteroletnie, a od września przyszłego roku również trzylatki. Jednak już teraz zajęcia językowe dla wszystkich grup wiekowych są w ofercie większości przedszkoli. W Krakowie i Warszawie za ich organizację płaci urząd miasta, a rodzice chętnie z tej oferty korzystają. – Trzeba jednak pamiętać, by nie obciążać dziecka nadmiernie taką nauką – ostrzega Elżbieta Utracka.– Lekcje w przedszkolu nie powinny być dłuższe niż pół godziny i nie częstsze niż dwa razy w tygodniu. Jeśli do tego będziemy puszczać dziecku przed snem angielskie piosenki, to sukces językowy gwarantowany.
Na rynku nie brakuje też szkół językowych specjalizujących się w kształceniu dzieci. Rodzic musi tylko wybrać odpowiednią dla swojego dziecka metodę nauki.
W krakowskiej szkole Leonardo School naukę mogą zaczynać już dwuletnie maluchy, które na tym poziomie budują świadomość komunikacji w innym języku, oswajają się z nim i osłuchują. Poznają przy tym proste komunikaty i słowa, a specjalnie przygotowane bajki ułatwiają im rozumienie poleceń i prostych dialogów.
Maluch w cyfrowym świecie
Twoje dziecko jest maniakiem gier komputerowych? Nic strasznego. Okazuje się, że i tę pasję można twórczo wykorzystać i być może przekuć w przyszły sukces naszego malucha. W ostatnim czasie w Polsce zapanowała moda na naukę programowania. Powstaje coraz więcej placówek zajmujących się wprowadzaniem dzieci w cyfrowy świat, a ministerstwo edukacji zapowiada, że lekcje programowania wkrótce będą przedmiotem obowiązkowym w szkołach.
Na zajęciach dziecko może samodzielnie stworzyć swoją własną grę komputerową czy animację, ucząc się przy tym matematyki i logicznego myślenia. Taka nauka może zaprocentować w przyszłości. Komisja Europejska szacuje, że w Unii w 2020 r. będzie brakować do 825 tys. programistów i specjalistów IT. W Polsce jak twierdzą Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ministerstwo Cyfryzacji - ok. 50 tys.