Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Nie podoba wam się podręcznik do HiT? To go nie kupujcie! [ROZMOWA]

28.06.2022

Anna Kolet-Iciek redakcja@miastopociech.pl

Nie podoba wam się podręcznik do HiT? To go nie kupujcie! [ROZMOWA]
- Manipulować treściami lub lansować własne poglądy można nie tylko na lekcjach HiT, ale także na biologii, geografii czy WoSie - mówi w rozmowie z "Miastem Pociech" Tomasz Tokarz, dr historii (specjalność: najnowsza historia Polski), wykładowca akademicki, trener kompetencji społecznych, autor książek, nauczyciel w Liceum Ogólnokształcącym Cogito w Zgorzelcu.


Anna Kolet-Iciek: Od września uczniowie szkół ponadpodstawowych będą się uczyć nowego przedmiotu - historia i teraźniejszość. Pana zdaniem to dobry pomysł?

Tomasz Tokarz: Uważam, że taki przedmiot jest bardzo potrzebny. Na lekcjach historii zwykle brakuje czasu na to, żeby szerzej omówić wydarzenia po 1945 roku, a szczególnie te po 1989. HiT pozwoli uczniom zapoznać się z tą najnowszą historią, a przez to pomoże im lepiej zrozumieć współczesność – czasy, w których żyli i działali ich rodzice oraz dziadkowie. Oczywiście pod warunkiem, że będzie to rzetelnie prowadzone.

Teraz wszystko w rękach nauczycieli.

To prawda, nauczyciel ma pełną swobodę realizacji tego przedmiotu. Oczywiście w oparciu o podstawę programową.

Zdążył się pan z nią zapoznać?

Tak, i prawdę powiedziawszy nie znajduję w niej nic specjalnie kontrowersyjnego. Na ponad 120 punktów może w 2-3 sformułowania są nieszczęśliwe, ale reszta to czysta historia.

Które sformułowania wydają się panu “nieszczęśliwe”?

Kiedy jest mowa o ideologii politycznej poprawności, albo kiedy autorzy sugerują, że zmiany cywilizacyjne nie idą w dobrym kierunku (bo idą w innym niż preferowany przez nich). W podstawie są też pewne braki, na przykład za mało uwagi poświęcono kwestiom społecznym, kulturowym oraz związanym z prawem. Niektórym może także nie odpowiadać zbyt mocne akcentowanie roli kościoła katolickiego we współczesnym świecie. Mnie jako nauczycielowi, który będzie uczył tego przedmiotu w żadnym razie nie będzie to jednak przeszkadzało, bo mogę sam regulować omawianie treści. Jeśli na przykład w podstawie programowej mamy punkt mówiący o tym, że nastąpiły pewne zmiany w definicji rodziny czy małżeństwa (a istotnie nastąpiły), to przecież ja to mogę zaprezentować jako zjawisko pozytywne, negatywne, albo neutralne – po prostu zauważyć pewne tendencje. Nie mam w podstawie żadnej sugestii jak mam to uczniom przedstawić. To prawda, że podstawa programowa HiT kładzie zbyt duży nacisk na wątki religijne, ale przecież na lekcjach wcale nie muszę się na tym koncentrować, mogę to skwitować dwoma zdaniami i przejść do rzeczy, które uważam za ważniejsze, jak chociażby konflikty na Bliskim Wschodzie, relacje Polski z Rosją czy transformacja społeczno-ekonomiczna po 1989 roku.

Wracamy do tego, że wszystko zależy od nauczyciela. Łatwo jednak wyobrazić sobie takiego, który na lekcjach skupi się głównie na tych kwestiach ideologicznych i światopoglądowych.

Jest oczywiście takie niebezpieczeństwo, że nauczyciel ideologicznie zorientowany będzie więcej uwagi poświęcał na jakiś temat, ale tak było zawsze i to nie tylko na lekcjach historii. Można manipulować treściami lub lansować własne poglądy także na biologii, geografii czy WoSie.

Teraz uczący dostaną do pomocy podręcznik Wojciecha Roszkowskiego wydawnictwa Biały Kruk. To jak na razie jedyna książka, która przechodzi proces dopuszczenia do użytku szkolnego. Minister Czarnek jest nią zachwycony; kurator Barbara Nowak dziękuje autorowi, że potraktował uczniów poważnie; a nauczyciele i eksperci od edukacji widząc fragmenty tego dzieła łapią się za głowę.

Też je widziałem i powiem jedno, ta książka kompletnie nie nadaje się na podręcznik. Po pierwsze jest za długa i za bardzo nasycona szczegółami, a po drugie to nie jest publikacja, która powstała z intencją, by stać się podręcznikiem. W wielu fragmentach to czysta publicystyka, a tego nie powinno być w podręczniku, który ma prezentować fakty (sine ira et studio – jak mówi klasyczna zasada, czyli bez niechęci i bez sympatii, obiektywnie) i dawać uczniom przestrzeń do samodzielnej interpretacji. Sam autor jest jednak wybitnym historykiem o uznanym dorobku.

Jest też autorem szkolnych podręczników. Sama uczyłam się z jego książek i bardzo je sobie ceniłam.

To były naprawdę dobre podręczniki, ja też uczyłem się z nich do matury i na studiach.

Co się w takim razie stało, że kolejna jego książka tak bardzo odbiega od wcześniejszych publikacji.

Moim zdaniem Wojciech Roszkowski napisał po prostu książkę publicystyczną prezentującą jego opinię o świecie, a że zbiegło się to z wprowadzeniem do szkół nowego przedmiotu, ktoś w wydawnictwie uznał, że skoro już jest taka publikacja, to można ją przedstawić do zatwierdzenia jako podręcznik. Jednak nikt w Białym Kruku nie zadał sobie trudu, by przeredagować książkę, tak by spełniała wymogi podręcznika, nikt nie zauważył czy nie chciał zauważyć kontrowersyjnych fragmentów.

Jak chociażby tego zawierającego wspomnienie Daniela Cohna-Bendita, jednego z przywódców ruchu studenckiego w 1968 roku, który pisał „mój flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny…” Podobno - jak zapewnia minister Czarnek - ten fragment już został wykreślony, ale chyba nie tak powinien wyglądać proces dopuszczania podręcznika do użytku szkolnego.

Można odnieść wrażenie, że wydawca celowo wyeksponował pewne fragmenty, by przypodobać się władzy i łatwiej uzyskać aprobatę. Ale to co dopuszczalne w publicystyce historycznej, nie nadaje się do książek o charakterze edukacyjnym. Nie byłoby dobrze, gdyby ta książka była jedynym podręcznikiem dopuszczonym do nauczania HiT.

A jeśli będzie, to czy ma pan zamiar z niej korzystać?

Ja zazwyczaj nie używam podręczników i moi uczniowie nie mają obowiązku ich posiadania. Moim zdaniem do realizacji przedmiotu historia i teraźniejszość dużo lepsze będą podręczniki do historii dla ósmej klasy lub ostatniej licealnej. Nawet stare książki Wojciecha Roszkowskiego (pisane wspólnie z Anną Radziwiłł) mogą być tu bardziej przydatne niż ta nowa. Tam przynajmniej prezentowana jest rzetelna i obiektywna wersja historii. Poza tym w sieci jest tyle materiałów edukacyjnych, filmów i opracowań, że naprawdę nie trzeba kupować dodatkowych podręczników. Zresztą one nie powinny być podstawą pracy nauczyciela, tylko jednym z wielu narzędzi.

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio