Dziś rano na konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki poinformował, że rząd podjął decyzję o odwołaniu wszystkich imprez masowych w całym kraju. Odpowiednie zarządzenia mają wydawać wojewodowie. - Jeśli organizatorzy imprez uznają, że jest sens, by impreza odbyła się bez udziału publiczności, wówczas wojewodowie mogą podjąć decyzję, że nie zostanie ona odwołana - dodał minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński.
Zgodnie z przepisami o imprezie masowej mówimy wówczas, gdy uczestniczy w niej ponad 1000 osób na otwartej przestrzeni lub 500 w pomieszczeniu zamkniętym.
Minister edukacji: niech decydują dyrektorzy szkół
Minister szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin poinformował z kolei o odwołaniu międzynarodowych wymian studentów i wyjazdów kadry naukowej. Więcej zajęć ma się też odbywać on-line.A co ze szkołami i przedszkolami? Zgodnie ze specustawą minister edukacji ma możliwość zawieszenia zajęć we wszystkich placówkach w kraju. Na razie jednak Dariusz Piontkowski nie zdecydował się na to. Na dzisiejszej konferencji poinformował jedynie, że obecne przepisy pozwalają dyrektorom szkół na podejmowanie decyzji o ewentualnym zawieszeniu zajęć. - Dyrektorzy mają obserwować sytuację w swoim regionie i reagować adekwatnie do zagrożenia - powiedział Piontkowski.
Poznań rekomenduje zamknięcie szkół. Co z resztą kraju?
Jego słowa skomentował Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL i kandydat tej partii na prezydenta. Przed wejściem na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego stwierdził, że oczekuje w tej sprawie natychmiastowych decyzji dla całego obszaru Polski, bo nie może być tak, że gdzieś zajęcia się odbywają, a w innym miejscu są odwołane, bo to jego zdaniem wprowadza chaos. Odniósł się w ten sposób do zapowiedzi władz Poznania, które zaleciły zamknięcie na dwa tygodnie wszystkich szkół, przedszkoli, żłobków, basenów i innych instytucji miejskich. - Profilaktyka jest najtańsza i najłatwiejsza - zaznaczył wiceprezydent Poznania Jędrzej Solarski. - Niestety, przykład włoski pokazuje, że zakażenia bardzo często przechodziły poprzez dzieci, które w szkole zakażały się od swoich rówieśników, przechodziły koronawirusa kompletnie bezobjawowo, natomiast przenosiły tę chorobę, tego wirusa na osoby starsze, przede wszystkim seniorów - zaznaczył.Kraków na razie nie zamierza podejmować tak drastycznych środków. - Czekamy na rozwój sytuacji. Na razie nie dzieje się nic tak poważnego, by zamykać dzieci w domach - tłumaczy Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta Jacka Majchrowskiego. - Cały czas jesteśmy w kontakcie ze służbami wojewody - dodaje.
Jak uniknąć skupisk w szkole?
Premier Mateusz Morawiecki radził dziś również, by unikać dużych skupisk ludzkich. Tymczasem to właśnie szkoły i przedszkola, w których jednocześnie przebywa po kilkaset osób, są takimi właśnie miejscami. Dlatego nauczyciele już zastanawiają się, czy są bezpieczni w swoim miejscu pracy.- Tak się właśnie zastanawiam, jak się ma wezwanie Pana Prezydenta i Głównego Inspektora Sanitarnego do unikania dużych skupisk ludzi. Jadę do pracy. W mojej szkole uczniowie, nauczyciele i inni pracownicy to prawie 1000 osób - napisał na swoim FB Dariusz Martynowicz, polonista z V LO w Krakowie.
Zamknięcie szkół i przedszkoli to tragedia
Jolanta Gajęcka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie (uczy się w niej blisko 1000 dzieci i pracuje 112 pracowników) zauważa, że zamknięcie placówek oświatowych pociągnęłoby za sobą paraliż innych instytucji i zakładów pracy i sama wolałaby uniknąć takiej decyzji. - To byłaby tragedia. Uważam, że od wirusa gorsza jest panika. Oczywiście, jeśli minister wyda taki dekret, to się do niego zastosujemy - podkreśla Gajęcka.Dyrektor zwraca jednak uwagę, że odwołanie zajęć na dwa tygodnie może oznaczać, że wakacje rozpoczną się w tym roku dwa tygodnie później, bo zgodnie z przepisami lekcje odwołane z przyczyn losowych trzeba odrobić.
Brakuje mydła, szkoły kupują spirytus
Minister Piontkowski podczas dzisiejszej konferencji przypomniał też, że w każdej szkole ma być mydło i środki czystości. Tymczasem dyrektorzy szkół zwracają uwagę, że mają coraz większy problem z ich zakupem. - Zrobiłam zamówienie za 1000 zł, ale przywieziono mi tylko za 540 zł, bo okazało się, że w hurtowniach są poważne braki - mówi nam dyrektorka jednej z krakowskich szkół.Do placówek oświatowych nadal nie dotarł obiecywany przez rząd płyn aseptycznych do dezynfekcji rąk, który ma produkować Orlen. Kilka dni temu premier Morawiecki obiecał, że do szkół trafi milion litrów tego środka.
W tej sytuacji dyrektorzy radzą sobie jak mogą. Są tacy, którzy postanowili zaopatrzyć szkoły w zapas. spirytusu. - W razie czego będziemy z niego produkować własny płyn do dezynfekcji - mówią.