Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Mamą być

30.04.2014

Mamą być

O urokach i trudnych chwilach macierzyństwa, przygotowaniu dziecka na przyjście na świat rodzeństwa oraz pomocy kobietom leczącym niepłodność rozmawiamy z Izabellą Grzyb, krakowską psycholog i psychoterapeutą, specjalizującą się w psychologii perinatalnej, pracującą m.in. na oddziale patologii ciąży i intensywnej terapii noworodków w Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym „Ujastek”. Izabella Grzyb jest mamą 7-letniej Karoliny i niespełna dwumiesięcznego Mikołaja.

 


 

Psychologowie radzą kobietom planującym dziecko zwolnić tempo i próbować eliminować stres. Czy Pani brała sobie te rady do serca?
Każda ciąża była inna. W poprzedniej bardziej się wyciszyłam i cały okres przesiedziałam w domu. Ale w takiej sytuacji człowiekowi zaczynają przychodzić różne myśli do głowy i dzieli włos na czworo. W ciąży z Mikołajem już było inaczej. Miałam córkę i dwa etaty. Pracowałam niemal do siódmego miesiąca, zarówno w szpitalu, jak i gabinecie. To był intensywny czas także w pracy nad moim doktoratem, którego otwarcie z egzaminem miałam wyznaczone na 4 marca, czyli tuż przed rozwiązaniem. Syn zdecydował jednak inaczej. Tak jak dzielnie znosił wielogodzinne wizyty w czytelniach, tak tym razem pokazał, kto tu rządzi. Parę dni wcześniej trafiłam do szpitala, a rano 5 marca Mikołaj był już na świecie. Komisję złożoną z 9 profesorów trzeba było odwołać, bo zostałam wezwana do spraw największej wagi. Odpowiadając na Pani pytanie to akurat mój doktorat dotyczy czynników psychologicznych mających wpływ na porody przedwczesne, a więc lęk, depresja i szeroko pojmowany stres. Taki wpływ istnieje. Mówimy – stres. A myślimy – destrukcyjne emocje, które powodują hormonalną burzę i mogą wpłynąć choćby na wspomniany poród przedwczesny czy urodzenie dziecka z niską masą. Tak więc, stres w ciąży na pewno nie służy, żyjemy jednak w takich czasach, że nie da się go wyeliminować. Czasem kobiety, zwłaszcza te, które doświadczyły wielu traumatycznych przeżyć podczas wcześniejszych ciąż mają tendencje, by się przed nerwami schować w niewidzialnej bańce. Tak się nie da.

Stres pojawia się też po porodzie. Wiele kobiet potrzebuje wsparcia, bo narodziny dziecka wywracają świat do góry nogami.
Jakkolwiek jest to cudowne przewrócenie do góry nogami, to jednak trzeba się w tej nowej sytuacji odnaleźć i sprostać wielu trudnościom i ograniczeniom narzuconym przez noworodka. Łatwiej jest, kiedy w tym pierwszym okresie kobieta nie zostaje całymi dniami zupełnie sama z dzieckiem. Mówię to teraz także jako mama 6 tygodniowego niemowlaka, gdzie moim największym marzeniem jest przespanie ciągiem 2 godzin. Ja miałam o tyle dobrze, że przez pierwszy miesiąc mąż wziął sobie wolne w pracy i byliśmy wszyscy razem, ale nie zawsze można sobie na taki komfort pozwolić. Na szczęście większość kobiet radzi sobie w tej roli bardzo dobrze, a trudy początkowego okresu macierzyństwa giną w niepamięci. Niestety, w skrajnych przypadkach- przeciążenie, zmęczenie i niewyspanie, przy braku wsparcia i labilnej konstrukcji psychicznej – może zakończyć się depresją poporodową. I takie pacjentki też do mnie trafiają. Kobiety, które doświadczają trudności emocjonalnych, przez co nie mogą z radością opiekować się dzieckiem, tracą z nim bliskość, a na to nakłada się poczucie winy, że nie są dobrymi matkami. Gdy kobieta jest przemęczona, ale wie, że to minie, to szybciej sobie poradzi. Natomiast, gdy pacjentka ma poczucie, że ta sytuacja nigdy się nie skończy, wpada w depresyjną otchłań i niestety taki stan może trwać długo. Kobieta powinna być wówczas otoczona troskliwą opieką bliskich.

Mąż planuje urlop ojcowski?
To dla nas atrakcyjna perspektywa zwłaszcza w kontekście moich planów naukowych. Pod koniec maja mam ponownie ustalony termin otwarcia przewodu doktorskiego, a zanim wrócę do pracy, chciałabym ten doktorat obronić. Muszę mieć wsparcie rodziny. Na pewno pomoże nam moja mama, ale mąż też będzie korzystał z dodatkowych urlopów. Uważam, że taka możliwość dzielenia się opieką to duży przełom. Dobrze, że w końcu ojcowie są traktowani jako pełnoprawni rodzice i mają prawo do przywilejów. Pomijając ich praktyczny aspekt, dzięki urlopom, ojcowie dostają dodatkowy czas na budowanie więzi z maluchem.

Jak córka zareagowała na fakt, że w domu pojawi się młodszy brat?
Konfrontacja z nowym członkiem rodziny jest zawsze trudnym doświadczeniem dla starszego rodzeństwa, niezależnie od tego w jakim jest ono wieku. Karolinka przez długi czas nie miała rodzeństwa, więc trzeba było się zmierzyć z pewnymi cechami jedynaczki, z drugiej jednak strony mieliśmy prościej, bo córka bardzo chciała rodzeństwo. Dlatego też, kiedy w trzecim miesiącu ciąży powiedzieliśmy, że jej marzenie się spełni, bardzo się ucieszyła.

Karolinko, pamiętasz jak rodzice przekazali Ci wiadomość o rodzeństwie?
Tak, tata w drodze do zerówki powiedział mi, że po południu czeka na mnie niespodzianka. Myślałam, że dostanę nowy zestaw Lego Friends, o który od dawna prosiłam, ale jak rodzice usiedli ze mną i powiedzieli, że mają mi coś ważnego do powiedzenia, to w końcu odgadłam, że będę mieć siostrzyczkę, albo braciszka i że w końcu spełni się moje marzenie. Dostałam wtedy też pierwsze zdjęcie Mikołajka.

Jak Pani przygotowywała córkę do relacji z Mikołajem?
Przygotowywania zaczęliśmy od razu. To były przede wszystkim rozmowy. Wspólne fantazjowanie, jak to będzie, kiedy już brat się urodzi. Mówiliśmy nie tylko o cukierkowych spacerach z wózkiem – ale także, albo przede wszystkim o trudnościach związanych z pojawianiem się rodzeństwa, czyli dzieleniem się czasem rodziców, całkowitą zmianą dotychczasowego rytmu życia rodziny. Jednocześnie rozwiewaliśmy jej lęki przed odrzuceniem. Karolka czasem okazywała niezadowolenie. Kiedy na przykład wychodziliśmy wspólnie z mężem, to słyszeliśmy, że to „nie fair, bo Mikołaj z wami idzie, a ja muszę zostać w domu” albo „Mikołaj to ma dobrze, bo ciągle jest z tobą”. Takie nazywanie uczuć, mówienie o złości, o lęku, że brat może zająć jej miejsce było bardzo ważne.

Czy Karolina wie, w jaki sposób Mikołaj pojawił się na świecie? 
Tak, to był doskonały okres rozłożony w czasie, wraz z rosnącym brzuchem, na cykl lekcji pod hasłem: skąd się biorą dzieci. W czasie ciąży nie brakło też rozmów o rozwijającej się małej istotce, oglądania zdjęć z usg, dotykania mojego brzucha, gdy Mikołaj nie szczędził kopniaków, czy wspólnego wybierania imienia. Przez te ciągłe rozmowy i bardzo realną obecność Mikołaja w naszym życiu jeszcze w okresie prenatalnym, w czasie ciąży przeszliśmy najtrudniejszy czas związany z zazdrością Karolinki. Kiedy syn się urodził, przestał być tajemniczym mieszkańcem brzucha, który mamę ma na wyłączność i było już dużo prościej.

Jak wyglądało pierwsze spotkanie dzieci?
Karolka była bardzo podekscytowana, ale też trochę sparaliżowana w tej sytuacji. Kiedy zaglądała do łóżeczka, to z przejęcia prawie wstrzymała oddech. Zapytałam, czy może być taki brat, no i na szczęście dla nas wszystkich został zaakceptowany. Potem atmosfera wyraźnie się rozluźniła, a lody zostały zupełnie przełamane, kiedy rodzeństwo wymieniło się prezentami – niespodziankami. Karolinka dała bratu – jak nazywa- „miękkiego lewka”, czyli taki kocyk-przytulankę, a on jej pierwszy zegarek.

A teraz jest troskliwą siostrą?
Rozmawiając z Karolką o narodzinach brata nie mówiliśmy, jak to będzie fantastycznie, bo będziecie się teraz razem bawić. Dlatego też uniknęliśmy rozczarowania związanego z tym, że brat póki co leży, śpi, je i płacze, a zabawa z siostrą zupełnie mu nie w głowie. Karolinki do niczego nie przymuszamy, a to co robi jest spontaniczne i wynika z jej potrzeb. Tak więc czasami uczestniczy przy kąpieli, a czasami woli w tym czasie obejrzeć bajkę i jest to zupełnie normalne i naturalne. Sporo pomaga, jest troskliwa i opiekuńcza, ale też nie zrezygnowała ze swoich zainteresowań, koleżanek i sposobu spędzania czasu jaki lubiła, zanim pojawił się Mikołajek. W codziennych sytuacjach natomiast bardzo dba o to, żeby Mikołaj nie był pomijany, zabiega o jego interesy i momentami jest wręcz jego rzecznikiem. Jak robiła z babcią palmę przed Wielkanocą, to pamiętała, żeby przygotować też mniejszą dla brata, a potem w kościele poszła się upomnieć o nagrodę także dla niego. Oczywiście nie jest tak idyllicznie cały czas, bo zaniepokoiłoby mnie to jeśli nie jako mamę, to na pewno jako psychologa. Jest normalnie, a co za tym idzie – jesteśmy co jakiś czas punktowani i regularnie wystawiani na próbę. Mam świadomość też, że to dopiero sam początek naszego rodzicielstwa dwójki i jesteśmy pełni pokory przed tym, co nas czeka w przyszłości. Wychowanie jednego dziecka to wielka odpowiedzialność, a wychowanie dwójki to znacznie poważniejsza sprawa, bo nie chodzi tylko o to, żeby wyrośli z nich szczęśliwi i dobrzy ludzie, ale także by w dorosłym życiu byli dla siebie ważnymi osobami. Patrząc wokół na przeróżne relacje między rodzeństwem okazuje się, że wcale nie jest to proste zadanie.

Współczesne kobiety coraz później decydują się na ciążę. Wiele z nich zanim doświadczy cudu narodzin dziecka, musi przejść trudny proces leczenia niepłodności.
 Niepłodność jest chorobą cywilizacyjną. Wiąże się z tym, w jakich warunkach żyjemy, jak się odżywiamy, ile pracujemy, jaki prowadzimy tryb życia. Kobieta bardzo zaangażowana w swoją pracę, odsuwa decyzję o ciąży w nieskończoność. A biologia ma swoje prawa i czasami planuje za nią. Leczenie niepłodności jest zawsze trudne i pociąga za sobą szereg kosztów, nie tylko finansowych, ale także emocjonalnych i społecznych.

Pani pacjentki, to kobiety świadome konieczności terapii, czy  też przychodzą do gabinetu, bo ktoś inny zauważył, że jest taka potrzeba?
Bywa z tym różnie. Najlepszą sytuacją jest, gdy kobieta jest świadoma potrzeby kontaktu z psychologiem i wie, po co przychodzi do specjalisty. Najtrudniej jest wtedy, gdy zostaje przysłana przez ginekologa, ale za bardzo nie jest przekonana, że psychoterapia może pomóc.

Na jaką pomoc może liczyć kobieta w takim kontakcie z psychologiem?
Współczesne leczenie niepłodności to oddziaływanie na co najmniej dwóch poziomach – biologicznym i emocjonalnym. Pierwsza grupa pacjentek leczonych z niepłodności, to kobiety wycieńczone samym leczeniem – takie pacjentki często konsultuję w klinice leczenia niepłodności, z którą od lat współpracuję, gdzie pacjentki zmęczone są medykalizacją życia, technikami wspomaganego rozrodu i długotrwałą frustracją. Wtedy psycholog jest potrzebny, by uwolnić je od przewlekłego stresu. Drugą grupę stanowią pacjentki, u których diagnozuje się niepłodność idiopatyczną, czyli taką, w której nie znaleziono wyraźnych przyczyn biologicznych, mimo to kobieta nie może zajść w ciąże. Dotyczy to około jednej czwartej wszystkich pacjentek. Praca z nimi jest trudniejsza, bo trzeba dotrzeć do głębszych warstw podświadomości, które sprawiają, że kobieta nie dopuszcza do owulacji czy implantacji i na jakimś poziomie blokuje swoją płodność. Oczywiście nie jest tego świadoma i w toku terapii, która może trwać nawet kilka lat, dochodzimy co chodzi. Bardzo często przyczyna leży w konflikcie z matką, albo w traumatycznych doświadczeniach z dzieciństwa. Ale prawda jest taka, że właśnie dobra relacja z matką daje nam szanse na to, by samemu doświadczyć macierzyństwa.

Często się zdarzają takie sytuacje, że kobieta jest pozostawione samej sobie, bez wsparcia otoczenia?
Sztab psychologów i psychoterapeutów nie zastąpi naturalnej sieci wsparcia, a w przypadku leczenia niepłodności takim powinni być dla siebie małżonkowie. W ogóle mówimy o kobietach leczących się z powodu niepłodności, a przecież jest to problem, który dotyczy pary, przechodzącej w całym procesie leczenia trudny czas. Zdarza się, że konsultuję pary, gdzie widać, że im nawzajem na sobie zależy i na tym, żeby mieć dziecko, ale kompletnie nie mogą się porozumieć, bo mężczyzna rozmawia na innym poziomie niż kobieta i mają całkowicie inne oczekiwania.

Leczenie niepłodności polega na współpracy Z ginekologiem i psychologiem. Czy lekarz ma zawsze tego świadomość, że jest taka potrzeba?
Ginekolodzy zaczęli dostrzegać, że ciało i psychika to są naczynia połączone i zarówno w przypadku leczenia niepłodności jak i przy patologiach ciąży dostrzegają, że psycholog jest osobą ważną w zespole.

Czy taka terapia zawsze kończy się sukcesem?
Oczywiście, że nie, bo w żadnej dziedzinie medycyny nie ma gwarancji sukcesu. Za to powodzenia ogromnie cieszą. One mają swoje historie, imiona, zapadają w pamięć i nawet po latach potrafią mnie wzruszyć. To są moje sukcesy zawodowe, które dają wielką radość i satysfakcję z pracy. Psychoterapia nie jest jednak sztuką magiczną, która pomoże wszystkim. Często jest tak, że w pewnym momencie zmienia się kierunek i na przykład, jeśli się okazuje, że kobieta nie zachodzi w ciąże, to w procesie psychoterapii zaczynamy zastanawiać się nad tym, jak można sobie wyobrazić życie bez dziecka albo przygotować się do adopcji. Ważne jest, by podążać za pacjentem i pomagać mu w rozumieniu trudności, z jakimi musi się mierzyć na różnych etapach leczenia.





Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio