Przepisy mówiące o konieczności zakrywania ust i nosa w czasie przerw spędzanych na szkolnych korytarzach i innych przestrzeniach wspólnych obowiązują od końca października ubiegłego roku. Obok częstego wietrzenia pomieszczeń, mycia i dezynfekcji rąk oraz zachowania dystansu są jednym z elementów zapobiegania rozprzestrzeniania się wirusa.
Prawda jest jednak taka, że trudno zmusić dzieci i młodzież do przestrzegania obowiązku noszenia maseczek.
- Nie lubią ich i zakładają dopiero wtedy, kiedy widzą na horyzoncie zbliżającego się nauczyciela - mówił kilka dni temu w rozmowie z “Miastem Pociech” Jerzy Kubieniec, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 3 w Krakowie.Maski cały czas lądują na brodzie, bo dzieci w czasie przerwy jedzą, piją, rozmawiają ze sobą, biegają, a w tym zasłona im po prostu przeszkadza.
Jak argumentował Adam Niedzielski, “ani gremialny powrót uczniów do szkół, ani napływ uchodźców z Ukrainy nie zahamowały spadku liczby zachorowań”, a także nie spowodowały wzrostu liczby hospitalizacji, stąd decyzja o poluzowaniu obostrzeń.
Jednocześnie minister zarekomendował dalsze używanie maseczek w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie jest dużo ludzi.
Pytany o to, czy do szkół trafią nowe wytyczne sanitarne odparł: - Dyrektor ma prawo wprowadzić obowiązek noszenia maseczek, jeśli uzna, że jest taka potrzeba.
Przypomniał też, że nadal obowiązują zalecenia dotyczące częstego wietrzenia pomieszczeń, czy organizacji części zajęć na zewnątrz budynku.