„Kolejka rodziców oczekujących na zapisanie dziecka do pierwszej klasy na rok szkolny 2014/2015 w Szkole Podstawowej nr 160 Zgromadzenia Sióstr Augustianek…” głosi napis umieszczony na żółtej kartce tuż obok auta zaparkowanego u wylotu ul. Skałecznej, gdzie mieści się jedna z najlepszych szkół podstawowych w Krakowie. „Stoimy od 31 sierpnia” można też przeczytać na tablicy. Za szybą auta widać starannie przygotowaną listę kolejkową z rubrykami, w której komitet kolejkowy umieszcza nazwiska potencjalnych przyszłych uczniów. Problem w tym, że większość chętnych i tak będzie musiała odejść z kwitkiem.
Jak poinformowano nas w sekretariacie szkoły, w przyszłym roku Siostry Augustianki planują uruchomić dwie pierwsze klasy. – Jedna, z siedmiolatkami, jest już skompletowana; będzie tam chodzić rodzeństwo naszych uczniów, które ma pierwszeństwo przy rekrutacji. Druga będzie złożona z dzieci sześcioletnich urodzonych od stycznia do czerwca 2008 roku, które w przyszłym roku będą obowiązkowo szły do szkoły, ale prawdopodobnie też zapełni się młodszym rodzeństwem naszych uczniów – usłyszeliśmy w sekretariacie szkoły.
Nie wiadomo jeszcze ile takich dzieci będzie i czy w ogóle zostaną jakieś wolne miejsca. Siostry nie pozostawiają jednak złudzeń: - Będzie ciężko – mówią, co oznacza, że szanse na dostanie się do szkoły kogoś z zewnątrz są praktycznie zerowe.
Czy zatem jest sens wystawać pod szkołą i tworzyć listy kolejkowe? – My z tą akcją nie mamy nic wspólnego, to nie jest nasza inicjatywa – słyszymy w sekretariacie. – W sprawie rekrutacji najlepiej dzwonić w przyszłym tygodniu i się dowiadywać.
Rodzice koczujący pod szkołą nie tracą jednak wiary, że uda im się umieścić dziecko w tej prestiżowej podstawówce. Zresztą podobne sceny odbywają się tu co roku. Pani Justyna, która kilka lat temu stała dzień i noc w podobnej kolejce wspomina: - Dostałam sygnał od kolegi w niedzielę w nocy, że są zapisy do szkoły. Pojechałam od razu i ustawiłam się w kolejce, uzbrojona w koc i termos z ciepłą herbatą. Stałam tak, a właściwie koczowałam w aucie, na zmianę z mężem przez kilka dni i udało się.
Katolicka znaczy lepsza?
Szkoły katolickie cieszą się w Polsce coraz większą popularnością. I ciągle powstają nowe. We wrześniu tego roku w Krakowie miała zostać otwarta Szkoła Podstawowa Przymierza Rodzin. – Bez problemu udało nam się skompletować klasę, nie mogliśmy jednak wystartować ze względu na kłopoty lokalowe – przyznają założyciele placówki i już szykują się na przyszły rok szkolny.
Na brak chętnych nie może też narzekać utworzone niedawno w Krakowie Publiczne Gimnazjum Jezuickie im. Stanisława Kostki (jest to szkoła publiczna prowadzona przez Zakon Jezuitów, w której nauka jest bezpłatna). Powstało ono w Bieżanowie przy ul. Spółdzielców w budynku po zlikwidowanym Gimnazjum nr 31. To ostatnie zostało zamknięta, bo mało kto chciał się w nim uczyć: w ostatnich latach funkcjonowania chodziła tam garstka uczniów, a w 2011 r. do pierwszej klasy zgłosiło się zaledwie… dwoje dzieci. Po przejęciu szkoły przez Jezuitów sytuacja diametralnie się zmieniła. W tym roku gimnazjum „Kostka” uruchomiło trzy pierwsze klasy, a chętnych do nauki było aż 320, co w czasach niżu demograficznego jest ogromnym sukcesem zwłaszcza w mieście, w którym po wielu szkołach hula wiatr.
Dlaczego szkoły katolickie cieszą się tak wielkim powodzeniem? Bez wątpienia jednym z powodów są wyniki jakie osiągają ich uczniowie na testach kompetencji. Na 20 najlepszych szkół podstawowych w mieście 5 to szkoły katolickie. Jeszcze więcej jest ich w czołówce krakowskich gimnazjów. Niekwestionowanym liderem wszystkich rankingów jest Publiczne Gimnazjum nr 52 Ojców Pijarów. Ale wyniki to nie wszystko, Gimnazjum „Kostka” działa zbyt krótko, by pochwalić się świetnymi rezultatami, a i tak przeżywa oblężenie.
- To ogólnoświatowy trend, któremu trudno się dziwić - mówi dr Anna Okońska-Walkowicz, była wiceprezydent Krakowa i prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego. - U nas większość tych szkół to placówki publiczne, w których nie pobiera się opłat, a dodatkowym atutem jest ich dbałość o wychowanie, program kształtujący postawy, bogata oferta zajęć pozalekcyjnych dostosowanych do potrzeb uczniów. W dzisiejszym świecie, pełnym zagrożeń, rodzice szukają miejsca, w którym ich dziecko dostanie wsparcie i poczucie bezpieczeństwa.
Prof. Jan Hartman, filozof z Uniwersytetu Jagiellońskiego, w rozmowie z nami przyznaje, że „szkoły katolickie od stuleci cieszą się bardzo dobrą reputacją”. – W tych szkołach utrzymywana jest duża dyscyplina, rodzice mają więc nadzieję, że jeśli poślą tam swoje dziecko będzie ono podlegało większej kontroli, będzie mniej rozbrykane, bardziej dopilnowane, a przede wszystkim bezpieczniejsze. Wyobrażają sobie też, że w tego typu szkołach jest „lepsze towarzystwo” oraz mniej chamstwa i agresji – mówi prof. Hartman.
Jego zdaniem jest to też rodzaj snobizmu. – Ludzie, którzy posyłają dzieci do takich szkół uważają, że to ich nobilituje, w ten sposób tworzą sobie złudzenie bycia we wspólnocie – twierdzi filozof.
- Trzeba jednak uczciwie przyznać, – dodaje prof. Hartman - że kościół katolicki, a zwłaszcza zakony, bardzo dobrze radzą sobie z prowadzeniem szkół i mają w tym zakresie sporo sukcesów. Dlatego, jeśli komuś odpowiada katolicki światopogląd, to posłanie dziecka do takiej placówki jest bardzo dobrym pomysłem.
(AK)
Fot. Piotr Kędzierski
Więcej zdjęć