Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Karina Grygierek - mama, która tropi miejsca przyjazne maluchom

29.11.2015

Karina Grygierek - mama, która tropi miejsca przyjazne maluchom
O poszukiwaniu miejsc, gdzie rodziny będą czuć się komfortowo, o nowym sposobie wychowywania dzieci oraz o tym, czy Kraków w pełni stał się już rodzinnym miastem rozmawiamy z Kariną Grygierek, pomysłodawcą akcji nadawania certyfikatów Miejsca Przyjaznego Maluchom. Karina Grygierek jest mamą 14-letniej Martyny, 11–letniego Tymka oraz 4-letniej Jagody. 
 
Co Panią zainspirowało do wyróżniania miejsc przyjaznych maluchom?

Zaczęło się prozaicznie. Pewnego dnia wybrałam się z dwójką małych dzieci do jednej z krakowskich kawiarni. Maluchy były w doskonałym nastroju i czuły się bardzo swobodnie. Martynka zaczęła biegać wokół stolika i skończyło się na tym, że najpierw rozlała sok, a potem wysypała cukier. Do tego wózek Tymka był dość nieporęczny i tarasował obsłudze przejście. Nasze zachowanie musiało zwrócić uwagę gości kawiarni, bo w pewnym momencie poczułam na sobie ich spojrzenia. Zaczęłam się zastanawiać, czyja to wina. Moja, bo nie potrafię zapanować nad swoimi dziećmi, obsługi, która nie wie, jak mi pomóc, czy też osób siedzących obok i dających mi sygnał, że nie chcą mieć takiego towarzystwa.  
I jaki był wniosek?

Szybko opanowałam sytuację, ale też zrozumiałam, że to nie jest dobre miejsce dla rodzin z dziećmi. Niebawem w głowie zaczęła mi kiełkować myśl o takich kawiarniach, czy restauracjach, gdzie rodzina poczuje się komfortowo. Maluchy będą mogły zjeść coś odpowiedniego dla siebie, pobawić się, a młode matki znajdą spokojne miejsce, by nakarmić niemowlaka, czy też go przewinąć. A do tego obsługa będzie przygotowana na żywiołowość dzieci, bo przecież wiadomo, że jeśli czekamy na posiłek, to maluchy zwyczajnie się nudzą. 

Takich miejsc na mapie Krakowa jednak nie było.

Trzeba było je więc stworzyć i jednocześnie pokazać na większą skalę, by do rodziców z dziećmi dotarła informacja, gdzie są mile widziani. Dekadę temu stawali przed wyborem: albo zostajemy w domu, albo idziemy na plac zabaw. A przecież mama i tata mają również prawo do uczestnictwa w życiu społecznym i korzystania z oferty kulturalnej, czy gastronomicznej, którą stwarza Kraków. Z tym pomysłem poszłam do redakcji Gazety Wyborczej prosząc o patronat medialny nad akcją, w której będą właśnie doceniane miejsca przyjazne maluchom. Dziennikarzom temat tak bardzo się spodobał, że zaproponowali współorganizację akcji. I tak po raz pierwszy w 2006 roku ogłosiliśmy poszukiwania miejsc przyjaźnie nastawionych do rodziców z dziećmi; takich, które mają konkretną ofertę i są przygotowane na goszczenie rodzin. 

Jakimi kryteriami kierowali się Państwo przy ich wyborze?

Na początku akcja dotyczyła miejsc związanych z gastronomią i wymagaliśmy tylko, by było w nich menu dla dzieci i wysokie krzesełko. Wtedy taką ofertą mogła pochwalić się między innymi: Restauracja Pod Aniołami z uwagi na tradycję niedzielnych obiadów rodzinnych. Dziś to jest już standard. W pierwszej edycji zaprosiliśmy również muzea i galerie. Z  czasem akcja zaczęła nabierać rozmachu i mogły w niej uczestniczyć m. in. firmy komercyjne.

Jakie wymagania postawiliście instytucjom kulturalnym, a jakie komercyjnym?
 
Zainspirowała nas do tego wycieczka do jednego z krakowskich muzeów, gdzie Martynka i Tymek przykleili się łapkami do gablot, a ja zostałam poproszona, by dzieci nie brudziły szyb. Pomyślałam wówczas, że jeżeli maluchy przychodzą do takich obiektów, jak muzea czy galerie, to przecież powinny mieć namacalny kontakt ze sztuką. Chodzi przecież o to, by poczuły, dotknęły i poznały nie dzieła i eksponaty, ale ich kopie, czy imitacje. Zaczęliśmy więc sprawdzać jak nastawione są do rodzin z dziećmi kulturalne instytucje w Krakowie. Wtedy też odkryliśmy, że w Muzeum Narodowym są przewodniki dla dzieci, a w Muzeum Galicja pojawił się pierwszy przewijak. Jeśli chodzi o firmy komercyjne to prym wiodła Ikea, wprowadzając na owe czasy wiele innowacyjnych rozwiązań. Tam nawet był przewijak w toaletach męskich. Dziś są one w większości restauracji, które chcą uchodzić za rodzinne, są też w miejscach publicznych, muzeach. Sklepy wielkopowierzchniowe rywalizują ze sobą, który będzie miał bardziej funkcjonalny pokój dla rodziców z niemowlakami. Niedawno w Galerii Krakowskiej otwarto nowoczesny pokój dla matki z dzieckiem, wyposażony w unikatowy fotel włoskiego projektanta dla mam karmiących. 

Ikea jako pierwsza postawiła też na pokój do zabaw dla dzieci, w którym maluchy można było zostawić na czas zakupów.
 
Zabawne i straszne było to, że niektórzy zaczęli wykorzystywać go jako darmowe przedszkole, a Ikea musiała ograniczyć czas korzystania z tego miejsca do dwóch godzin.

Jakim klientem jest rodzic?

Bardzo lojalnym. Wybierze tę restaurację, w której poczuje się swobodnie, którą polubi jego dziecko, a do tego zaoferuje jeszcze smaczne, zdrowe jedzenie, a nie tylko frytki. Restauratorzy szybko dostrzegli ten fakt i wielu z nich zdecydowało się na wprowadzenie menu dla dzieci oraz zakup krzesełek. Kompania Kuflowa „Pod Wawelem” przeznaczyła nawet jedną z sal dla rodzin, a na piętrze stworzyła dzieciom kulkoland. Ale też pojawiały się takie restauracje, które tego nie robiły i to było dla nas czymś naturalnym. 

W Krakowie powstały też miejsca stworzone specjalnie dla rodziców, na przykład LIKE!Konik i Famiga.
 
I dobrze, bo rodzice, zwłaszcza którzy przebywają na urlopie macierzyńskim czy tacierzyńskim, potrzebują takiej oferty. Takich miejsc powstało sporo, ale w pewnym momencie dały o sobie znać prawa rynku. Za wysokie czynsze i brak ciekawej oferty doprowadziły do ich zamknięcia. 

Spotkali się Państwo z zarzutami, że rodzice z dziećmi chcą opanować Kraków? 

Tak, ale stawiam na rozsądek rodziców i nie wierzę, że chcą być absolutnie wszędzie ze swoimi dziećmi.
 
Co trzeba zrobić, by dziś uzyskać certyfikat Miejsca Przyjaznego Maluchom?

W pierwszym roku akcji nie mieliśmy żadnych kryteriów. Liczyła się przede wszystkim otwartość na rodziców i dzieci. Ważne też było krzesełko i menu dla maluchów. Przyznaliśmy wówczas certyfikaty 29 restauracjom i kawiarniom oraz muzeom, na kilka tysięcy placówek gastronomicznych, które wówczas funkcjonowały w Krakowie. Od drugiej edycji wprowadziliśmy sześć kategorii. Doceniamy placówki kulturalne, rozrywkowe, instytucje publiczne, punkty gastronomiczne, firmy komercyjne i klubokawiarnie. Ustalone zostały też kryteria: całkowity zakaz palenia, wyodrębniona przestrzeń dla dzieci, materiały do zabawy. Jeżeli o certyfikat ubiega się placówka kulturalna - na przykład muzeum - to ważne jest posiadanie ścieżki edukacyjnej dla dzieci, przewodnika wyznaczonego w konkretnych godzinach, czy też innych możliwości zapoznania się z ofertą tej placówki.

Jakie restauracje mają największe szanse na zdobycie naklejki?
 
Punkty gastronomiczne muszą mieć menu dla dzieci, krzesełka, a także zabawki i kolorowanki, by zająć czymś malucha, w chwili gdy będzie oczekiwał na posiłek. Ważna jest też infrastruktura dla matek z dzieckiem, czyli przede wszystkim przewijak i podjazd dla wózków. Wszystkie rodzinne miejsca poza ścisłym centrum takie udogodnienia już mają. W centrum - na dostosowanie budynków do potrzeb rodziców - nie pozwalają uwarunkowania architektoniczne. Wtedy ważna jest rola obsługi. Jeśli jest pomocna, to właściciel lokalu, który ma ofertę dla rodzin – otrzyma od nas certyfikat. 

Na liście Miejsc Przyjaznych Maluchom są też krakowskie kościoły. 

Tak. Te, które prowadzą w ciekawy i przystępny sposób msze dla dzieci.

Jak Państwo sprawdzają, czy placówki i firmy, które ubiegają się o certyfikat naprawdę posiadają ofertę dla rodzin? 

Weryfikujemy oferty, obchodząc komisyjnie te wszystkie miejsca. 

Kto jest członkiem takiej komisji?

Dorośli i dzieci. Przez wiele lat bardzo zaangażowana była moja córka Martyna, która testowała placówki ubiegające się o nasz certyfikat.

Martynko, jak wspominasz ten czas, kiedy wspólnie z dorosłymi mogłaś sprawdzać, co oferują dzieciom różne krakowskie muzea, kawiarnie, czy sklepy?

(Martyna Grygierek) To była dla mnie wielka przygoda. Za każdym razem byłam ciekawa, co w tych miejscach mnie spotka. Z reguły nie czułam się zawiedziona. Raz jednak się zdarzyło, że przyszliśmy do kawiarni i obsługa - na pytanie, czy mają coś dla dzieci - ku naszej radości wręczyła nam kolorowanki i pudełko kredek. Już się szykowaliśmy, żeby coś namalować, a tu niespodzianka. Kredki były niezastrugane. 

Czy jakieś placówki utraciły certyfikat, bo przestały spełniać wyznaczone przez Państwa standardy?

Certyfikat jest przyznawany na rok i jeśli dane miejsce nie dostało go w kolejnych latach, to prosimy o ściągniecie naklejki. Certyfikatu w kolejnych latach nie otrzymały duże komercyjne placówki kulturalne, które nie zadbały o odpowiednią ofertę dla dzieci. Jedna z nich, jako miejsce dla dzieci oferowała ciemną przestrzeń pod schodami, inna brudne zabawki, połamane kredki i zniszczone książeczki. 

Czy rodzice pomagają Państwu w kontrolowaniu placówek dedykowanych najmłodszym?

Rodzice sami do nas dzwonią i piszą, że są takie miejsca, które mają certyfikat, ale już nie spełniają kryteriów higienicznych. Jest brudno, zabawki są zakurzone. Takie miejsca psują nam wizerunek. 

Akacja trwa już 10 lat. Czy przez ten czas Kraków stał się miastem przyjaznym dzieciom? 

Chcę zaznaczyć, że akcja miała uświadomić społeczeństwu zmianę stylu wychowywania dzieci. To, że należy podchodzić do nich z szacunkiem, stwarzać możliwość wyrażania własnych opinii i dawać prawo do własnej przestrzeni. W naszym odczuciu cel został osiągnięty i dzieci mają łatwy dostęp do tych placówek, które są im przyjazne. Z okazji 10-lecia uhonorujemy najlepszych z najlepszych, przez lata utrzymujących najwyższy standard.

Czego barkuje krakowskim rodzinom?
 
Dużych przestrzeni umożliwiające dzieciom spędzanie wolnego czasu. W Paryżu ciekawym projektem jest kolorowe boisko między starymi kamienicami, zainspirowane twórczością rosyjskiego malarza Kazimierza Malewicza. Bez tego paryska ulica wygląda szaro i smutno. Nasz Kraków też ma wiele takich niewykorzystanych przestrzeni. Choćby Planty i Bulwary, które niestety są pod ochroną miejskiego konserwatora i nic trwałego nie można tam namalować. Szkoda, bo byłoby to doskonałe miejsce na spożytkowanie aktywności dziecięcej. Tym bardziej, że nie ma już kultury trzepakowej. Powstają osiedla zamknięte, a przecież takie enklawy, gdzie dzieci przebywają z rówieśnikami ze swojej grupy społecznej to sztuczny świat. Moim zdaniem dzieci powinny mieć kontakt ze wszystkimi rówieśnikami, bo to je wzbogaci i poszerzy ich horyzonty. Czas więc zacząć debatę o przestrzeni miejskiej przeznaczonej dla dzieci.

Fot. Joanna Kucharska

 

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio