Historie Martynki nie są skomplikowane. Czasem może wydawać się, że jest postacią nierealistyczną - zawsze uśmiechnięta, energiczna, pomocna, mądra, dobra, ciekawa świata, cierpliwa, na dodatek podróżuje, chodzi na balet, potrafi pracować na farmie, lubi sprzątać (!), generalnie wciąż ma coś do zrobienia i chyba nie ma wad, a nawet jak się zirytuje, to za chwilę mądrzeje i znów jest wspaniała. Ale za to właśnie Martynkę lubimy i argument, że takie dzieci nie istnieją, absolutnie do mnie nie przemawia. Myśląc w ten sposób, pozbawilibyśmy się przyjemności z czytania chociażby baśni o księżniczkach i książętach. Taka Martynka jest w swojej idealności w ogóle nieszkodliwa. Bije z opowiadań o niej ciepło, historie dziewczynki są optymistyczne, wesołe. Duża w tym zasługa Wandy Chotomskiej – popularna autorka tekst Gilberta Delahaye’a uczyniła możliwym do przeczytania przez polskich czytelników, którzy, jak pokochali bohaterkę, odkąd książki o niej zaczęły pojawiać się w księgarniach, tak kochają ją do dziś.
Seria jest bogato ilustrowana i głównie dla obrazków właśnie książki o Martynce warto kupić. Każda strona jest właściwie małym dziełem sztuki. Ilustracje są bardzo szczegółowe, pełne kolorów, zupełnie inne niż np. (czasem „nad”)naturalistyczne rysunki Bohdana Butenki, o których pisałam, polecając „Wesołą gromadkę”. „Martynka” prócz ciekawych historii gwarantuje też więc doznania estetyczne. Wspomniany przeze mnie we wstępie Marcel Malier doskonale oddał charakter opowiadań - jego rysunki są równie ciepłe i przyjemne w odbiorze. Warstwa graficzna serii jest ważna, bez niej Martynka straciłaby swój urok - po śmierci Maliera przestały się ukazywać kolejne przygody dziewczynki, co nie nastąpiło chociażby, gdy w 1997 zmarł autor opowiadań (Delahaye) - wtedy pisać zaczął syn ilustratora. Do 2011 roku wydano 60 książeczek (nie liczyłam wszystkich serii z cyklu: Licz z Martynką, Czytaj z Martynką itd. ), z których większość ukazała się już w Polsce.
W tym roku mija 60 lat od ukazania się pierwszego opowiadania. Z tej okazji w paryskim muzeum Le Musee en Herbe oglądać można było wystawę z ilustracjami Maliera. My w Polsce zadowolić się musimy książkowymi wersjami obrazków belgijskiego artysty. Podziwiajmy je i niech się wszystkim czytelnikom udzielą ciepłe kochane kolory i optymizm tytułowej bohaterki. Tego Wam życzę na nadchodzącą wiosnę.
Maja Skowron