AGNIESZKA KARSKA
Ministerstwo Edukacji Narodowej postanowiło zreformować maturę i sprawdzian szóstoklasisty. Do konsultacji społecznych trafił właśnie projekt rozporządzenia w tej sprawie. Krystyna Szumilas, szefowa resortu oświaty zaznacza, że w przygotowanej przez nią reformie chodzi o „odejście od sprawdzania wiedzy encyklopedycznej na rzecz umiejętności złożonych, takich jak analizowanie, wnioskowanie, rozumowanie, dowodzenie, modelowanie myślenia”.
Sprawdzian szóstoklasisty. Będzie trudniej?
Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim MEN chce, by pytania egzaminacyjne były formułowane inaczej niż dotychczas. Inaczej też mają być oceniane odpowiedzi uczniów; nie według krytykowanego powszechnie klucza, ale – jak to określa resort – holistycznie. Problem w tym, że jak dotąd do szkół nie dotarły ani przykładowe testy, ani też szczegóły dotyczące ich oceniania. – Dlatego uważam, że ta reforma jest postawiona na głowie. Nasi czwartoklasiści za dwa i pół roku będą musieli zmierzyć się nowym egzaminem i powinni już teraz wiedzieć, jak będzie wyglądał, by móc poćwiczyć – mówi Jolanta Gajęcka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie.
Tymczasem o nowym sprawdzianie wiadomo jedynie tyle, co można przeczytać w przygotowanym przez MEN rozporządzeniu oraz w komunikacie prasowym zamieszczonym na stronie resortu. Czytamy tam, że nowa formuła sprawdzianu ma przykładać większą wagę do sprawdzania wiadomości i umiejętności uczniów z kluczowych przedmiotów, czyli z języka polskiego i matematyki. Zadania z tych przedmiotów będą obudowane kontekstami historycznymi lub przyrodniczymi. Zostanie także wprowadzona druga część egzaminu - z języka obcego nowożytnego, co – zdaniem szefowej resortu oświaty - sprawi, że uczniowie będą intensywniej uczyć się języka obcego.
Ten ostatni pomysł wzbudził w szkołach najwięcej kontrowersji.
Ten ostatni pomysł wzbudził w szkołach najwięcej kontrowersji.
- Rozbudowywanie tego sprawdzianu na pewno nie służy dzieciom, a jedynie systemowi edukacji, bo dla uczniów to dodatkowy stres – twierdzi Jolanta Gajęcka. – MEN wprowadza test z języka obcego, by móc liczyć edukacyjną wartość dodaną, a to możliwe jest tylko wówczas, kiedy każdy etap edukacji kończy się egzaminem z tych samych przedmiotów.
A ponieważ niedawno wprowadzono trzecią część egzaminu gimnazjalnego właśnie z języka obcego, można było się spodziewać, że wkrótce to samo czeka uczniów kończących podstawówkę. Czy jest się czego bać? Słysząc to pytanie, nauczyciele bezradnie rozkładają ręce: – To jak wróżenie z fusów. Dopóki nie poznamy przykładowych zadań nie jestem w stanie powiedzieć, czy moi uczniowie poradzą sobie z tym testem – zaznacza Jolanta Gajęcka.
Krzysztof Kwiatkowski, dyrektor Społecznej Szkoły Podstawowej nr 3 w Krakowie twierdzi z kolei, że uczniowie ze szkół niepublicznych nie powinni mieć większych problemów z napisaniem nowego egzaminu, bo w tych szkołach kładzie się ogromny nacisk na naukę języków obcych. Wymagają tego choćby rodzice, płacący niemałe czesne. – Obawiam się jednak o wynik uczniów ze szkół publicznych. Trochę im też współczuję, bo jeśli gimnazja podczas rekrutacji będą brały pod uwagę wynik tego egzaminu, dzieci ze szkół samorządowych będą w gorszej sytuacji niż ich rówieśnicy ze szkół niepublicznych – podkreśla Krzysztof Kwiatkowski.
Z tym rzeczywiście może być problem. Już egzamin gimnazjalny z języka obcego zdawany przez uczniów w ubiegłym roku pokazał spore dysproporcje dzielące dzieci ze szkół niepublicznych i publicznych. Z rankingu wszystkich krakowskich gimnazjów przygotowanego przez „MIASTO pociech” na podstawie wyników egzaminów zewnętrznych z poszczególnych przedmiotów wynika, że uczniom ze szkół samorządowych faktycznie trudniej jest osiągnąć dobre wyniki z testu z języka obcego. W pierwszej dziesiątce krakowskich gimnazjów, których uczniowie w ubiegłym roku najlepiej poradzili sobie z egzaminem z angielskiego, nie ma ani jednej rejonowej szkoły samorządowej.
Takich dużych różnic nie widać natomiast jeśli chodzi o wyniki egzaminów z pozostałych przedmiotów – w pierwszej dziesiątce naszego rankingu, uwzględniającego wynik egzaminu gimnazjalnego z języka polskiego, można znaleźć cztery szkoły samorządowe.
Takich dużych różnic nie widać natomiast jeśli chodzi o wyniki egzaminów z pozostałych przedmiotów – w pierwszej dziesiątce naszego rankingu, uwzględniającego wynik egzaminu gimnazjalnego z języka polskiego, można znaleźć cztery szkoły samorządowe.
Dlaczego szkoły publiczne nienajlepiej radzą sobie z nauczaniem języków obcych? Zdaniem Krzysztofa Kwiatkowskiego głównym powodem jest to, że mogą one zaoferować swoim podopiecznym zdecydowanie mniej godzin tego przedmiotu niż szkoły prywatne. – Nasi uczniowie mają w pierwszej klasie trzy godziny angielskiego w tygodniu, w drugiej klasie są to już cztery godziny, a od trzeciej do szóstej klasy pięć godzin z podziałem na grupy – wylicza dyrektor Społecznej Szkoły Podstawowej nr 3.
Tymczasem w szkołach publicznych dzieci mają standardowo dwie godziny angielskiego w tygodniu i to bez podziału na grupy, bywa więc, że język obcy poznają w ponad trzydziestoosobowym gronie. Sami nauczyciele przyznają, że taka nauka to fikcja.
Nowy egzamin szóstoklasiści będą mogli zdawać z jednego z sześciu języków. Do wyboru jest: angielski, francuski, hiszpański, niemiecki, rosyjski i włoski. Uczeń będzie mógł pochwalić się wiedzą z tego języka, którego uczył się w szkole jako przedmiotu obowiązkowego. Sprawdzian językowy będzie trwał 45 minut. Tego samego dnia dzieci będą musiały przystąpić także do egzaminu sprawdzającego ich wiedzę z języka polskiego i matematyki. Na rozwiązanie tego zestawu zadań dostaną 80 minut, czyli o 20 minut więcej niż obecnie. Można się zatem spodziewać trudniejszych i bardziej złożonych pytań. Na razie wiadomo jedynie, że zadania (zamknięte i otwarte), zgodnie z założeniami resortu, mają być osadzone w kontekście historycznym lub przyrodniczym, co jednocześnie oznacza, że dzieci nie będą już – jak obecnie - egzaminowane z tych przedmiotów.
Wyniki sprawdzianu będą podawane w procentach, odrębnie z części pierwszej, z wyszczególnieniem wyniku z języka polskiego i z matematyki, oraz z części drugiej, czyli języka obcego. Inaczej ma też wyglądać ocenianie prac. - Przy sprawdzaniu zadań otwartych zostanie wprowadzony holistyczny sposób oceniania – zapowiada minister Krystyna Szumilas. - W odróżnieniu od obecnie stosowanego oceniania analitycznego, oceniane będą: pokonanie tzw. zasadniczej trudności zadania oraz kolejne czynności prowadzące do jego pełnego rozwiązania.
W podobny sposób od 2015 roku ma być oceniana również matura.
W podobny sposób od 2015 roku ma być oceniana również matura.
Matura bez tańca i prezentacji
To jednak nie koniec zmian, jakie czekają przyszłych maturzystów. Ten egzamin również przejdzie gruntowną reformę. Przede wszystkim zniknie krytykowana przez nauczycieli prezentacja maturalna, a zastąpi ją egzamin ustny, który – jak czytamy w projekcie rozporządzenia – „sprawdzi umiejętność tworzenia wypowiedzi na określony temat inspirowanej tekstem kultury”. Zdający będzie losował zadanie egzaminacyjne składające się z tekstu kultury oraz odnoszącego się do niego polecenia. Następnie dostanie 15 minut na przygotowanie odpowiedzi i 15 minut na zaprezentowanie jej przed komisją.
- Taka forma egzaminu ustnego jest zdecydowanie lepsza. Uczeń musi zmobilizować całą swoją wiedzę, którą zdobył w czasie 12 lat nauki. To wymusi też na szkołach ćwiczenie z dziećmi formułowania ustnej wypowiedzi, co teraz poważnie szwankuje – przekonuje prof. Krzysztof Konarzewski z Instytutu Spraw Publicznych, były dyrektor CKE.
Obowiązująca obecnie forma egzaminu ustnego z języka polskiego jest powszechnie krytykowana niemal od samego początku. Polega ona na przygotowaniu ustnej prezentacji na wybrany przez maturzystę temat. Uczeń ma cały rok na jego opracowanie, a następnie 20 minut na jej przedstawienie przed komisją. Już po roku obowiązywania takiej matury nauczyciele zorientowali się, że uczniowie nie zawsze samodzielnie przygotowywali prezentację. Świadczy o tym m.in. zatrważająca liczba ogłoszeń, jakie można znaleźć w Internecie pod hasłem „maturalna prezentacja: kupię lub sprzedam”. Taką maturę można już mieć za kilkadziesiąt złotych. W latach ubiegłych zdarzało się, że uczeń oblewał egzamin ustny, bo zdaniem nauczycieli nie przygotował się do niego samodzielnie. To były jednak sporadyczne przypadki.
Zwykle ustnej matury z języka polskiego nie zdaje zaledwie 4 proc. maturzystów. Nauczyciele przyznają, że często wyczuwają, że dana prezentacja nie została przygotowana samodzielnie, ale nie są w stanie udowodnić tego maturzyście.
Zwykle ustnej matury z języka polskiego nie zdaje zaledwie 4 proc. maturzystów. Nauczyciele przyznają, że często wyczuwają, że dana prezentacja nie została przygotowana samodzielnie, ale nie są w stanie udowodnić tego maturzyście.
Z propozycji przedstawionych przez MEN cieszą się nie tylko nauczyciele, ale i przedstawiciele szkół wyższych. Prof. Sławomir Żurek, kierownik katedry dydaktyki literatury i języka polskiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego twierdzi, że „obecna formuła matury ustnej obowiązująca od 2005 r. wyczerpała się”. Zaznacza też, że nowa kładzie nacisk na „piękne poprawne mówienie”, które poprzedzone jest przez „piękne poprawne myślenie”. - Zmiany w zakresie matury ustnej będą przekładały się na sprawdzanie umiejętności komunikacyjno-tekstowych. Pilotaż nowego egzaminu, przeprowadzony w grupie 500 uczniów i 66 egzaminatorów-polonistów przyniósł bardzo pozytywne opinie większości uczestników. Mamy więc nadzieję, że przez nowy egzamin zmieni się sposób uczenia w polskiej szkole, że będzie się rozmawiać o tekstach ważnych, zarówno literackich, jak i innych tekstach kultury - podkreśla prof. Żurek.
Po raz pierwszy nowy egzamin ustny z języka polskiego zostanie przeprowadzony w 2015 r. W tym samym roku wszyscy maturzyści będą też musieli przystąpić do egzaminu pisemnego przynajmniej z jednego przedmiotu dodatkowego. Teraz uczeń ma obowiązek zdania na maturze trzech egzaminów pisemnych na poziomie podstawowym: z języka polskiego, matematyki i języka obcego. Może też wykazać się wiedzą z maksymalnie sześciu przedmiotów dodatkowych takich jak biologia, chemia, czy fizyka, ale równie dobrze nie musi zdawać ani jednego. Każdego roku robi tak ponad 30 proc. maturzystów. To nie podoba się przedstawicielom uczelni. Zdaniem profesora Jana Szmidta, rektora Politechniki Warszawskiej i przewodniczącego Komisji ds. Kształcenia w Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich maturzysta, który nie zdawał matury przynajmniej z jednego przedmiotu na poziomie rozszerzonym, nie jest przygotowany do tego, by studiować efektywnie. - Uzyskanie matury tylko na podstawie przedmiotów obowiązkowych niezwykle utrudnia studentom zaaklimatyzowanie się na pierwszym roku – przekonuje prof. Szmidt.
Problem dostrzegło również Ministerstwo Edukacji dlatego od 2015 roku każdy maturzysta, chcąc uzyskać świadectwo dojrzałości, będzie musiał przystąpić do egzaminu z przynajmniej jednego przedmiotu dodatkowego na poziomie rozszerzonym. Wynik jaki uzyska, nie będzie miał jednak wpływu na zaliczenie matury, a jedynie będzie brany pod uwagę podczas rekrutacji do szkół wyższych.
W grupie przedmiotów do wyboru są: biologia, chemia, filozofia, fizyka, geografia, historia, historia sztuki, historia muzyki, informatyka, język łaciński i kultura antyczna, wiedza o społeczeństwie, języki mniejszości narodowych i etnicznych, język regionalny, języki obce nowożytne, a także matematyka i język polski. Z dotychczasowej grupy przedmiotów do wyboru usunięto natomiast wiedzę o tańcu - przedmiot rzadko wybierany przez maturzystów i niewykorzystywany przy rekrutacji na studia.
Zgodnie z założeniami, od 2015 roku abiturient otrzyma świadectwo dojrzałości, jeśli uzyska co najmniej 30 proc. możliwych do zdobycia punktów z każdego przedmiotu obowiązkowego (w części ustnej i pisemnej) oraz przystąpi do egzaminu z co najmniej jednego przedmiotu dodatkowego.
Co o tych zmianach sądzą uczniowie? Dyskusja na ten temat rozgorzała nie tylko w szkołach, ale i na forach internetowych:
- My z rocznika ’96 jesteśmy królikami doświadczalnymi – ubolewają przyszli maturzyści – Najpierw pisaliśmy nowy egzamin gimnazjalny, a teraz czekają nas kolejne zmiany na maturze.
„W 2015 40 proc. uczniów nie zda matury, bo zadania będą trudniejsze. Już wolałbym nie mieć w ogóle matury niżeli zdawać tę nową” – denerwuje się internauta.
„Ja na razie nie widzę powodu do rozpaczy” – odpowiada mu inna uczennica. - „Ponieważ z wyjątkiem tego, że niczego nie jestem pewna, to z tych potwierdzonych informacji wcale nie wynika, że matura będzie jakaś gorsza i trudniejsza. Jesteśmy oczywiście króliczkami doświadczalnymi i nauczyciele sami nie wiedzą jak nas uczyć”.
- Nie wiem, czy na wieść o odejściu od klucza wypada radować się, czy smucić – zastanawia się kolejny uczeń. - Można albo trafić na fajnego sprawdzającego, albo gbura z wybujałym ego, któremu będzie pasować tylko pół pracy na dziesięć. Co wtedy?