Uczniowie spędzają w szkole coraz więcej czasu. Dotyczy to zwłaszcza dzieci z podstawówek, które albo muszą uczyć się na dwie zmiany w przeładowanych szkołach, albo czekają na swoich zapracowanych rodziców na świetlicy. Do domu wracają często wieczorem. I wtedy, dla wielu z nich, zaczyna się koszmar. Zamiast odpocząć po ciężkim dniu, muszą znów siadać do książek. W efekcie zadania domowe nie spełniają swojej roli, bo są odrabiane niechętnie, byle szybciej, często byle jak, a nawet przez rodzica, który ma dość słuchania płaczu swojej pociechy.
Niezapomniane wieczory ze szlaczkami
Blogerka Stella Gonet jakiś czas temu założyła na fecebooku grupę wsparcia dla rodziców, którzy „spędzają niezapomniane wieczory na rysowaniu szlaczków, recytowaniu wierszyków i krojeniu jabłek do nauki ułamków”. Profil nosi tytuł: „Nie śpię, bo odrabiam lekcje” i jak dotąd polubiło go ponad 500 osób.
- Jako rodzic dziecka, które w przyszłym roku rozpocznie edukację w szkole podstawowej, jestem przerażona zjawiskiem. I nie zamierzam milczeć – mówi blogerka. - Nie zamierzam też dręczyć swojego dziecka szlaczkami, skręcać różyczek z krepiny i przeliczać cukierków, co to zostały Ani po spotkaniu z Basią. To nie moja robota. Jeśli ja muszę to robić, to mam prawo przypuszczać, że nauczyciel źle wykonał swoją pracę. Albo nie wykonał jej w ogóle.
Stella jeszcze do niedawna sama była nauczycielką. Uczyła przyrody w jednej z podstawówek i bacznie obserwowała szkołę od środka. – Wiele szkolnych problemów bierze się stąd, że nauczyciele są mało zorganizowani, a wielu nie przygotowuje się wcześniej do lekcji, przez co tracą cenny czas w czasie zajęć. Do tego dochodzą zbyt liczne klasy i problem z brakiem dyscypliny – wymienia Stella Gonet.
W efekcie uczniowie wychodzą ze szkoły z wpisanym do zeszytu tematem lekcji i poleceniem, by sami przerobili materiał w domu.
- Nie chodzi o to, że jestem przeciwniczką prac domowych jako takich – mówi Stella. - W domu powinno się wykonywać zadania i prowadzić projekty niemożliwe do zrealizowania w warunkach szkolnych. I oczywiście powtarzać materiał.
Denerwuje ją jednak, że wielu nauczycieli zapomina, że nauka nie kończy się za szkolnymi drzwiami, a umiejętność rozwiązywania całek zazwyczaj w ogóle nie przydaje się w życiu.
- Dziecko powinno rozwijać się również społecznie, potrzebuje zwyczajnej, czasem bezmyślnej zabawy, żeby się zresetować – mówi Stella.
Jej zdaniem życie współczesnych maluchów jest bardzo trudne. Spędzają całe dnie w przedszkolach i szkołach, a powrót do domu nie przynosi wymarzonego wypoczynku - to kolejne godziny edukacyjnej udręki.
- Nie ma czasu na spokojną, rodzinną kolację czy przytulenie do mamy. Nie ma czasu na obserwację wędrujących po lesie mrówek czy niekończące się dyskusje z przyjacielem. Dom powinien uczyć innych rzeczy niż szkoła. Ograniczając codzienną aktywność dziecka do klasycznej edukacji, znacznie upośledzamy jego rozwój – twierdzi była nauczycielka.
29 zadań to tyle, co nic
„Jak myślicie – pyta uczeń na jednym z internetowych forów. - Czy 29 zadań domowych z poniedziałku na wtorek to za dużo? Ja i cała moja klasa właśnie tyle dostaliśmy, i to wszystko z jednego przedmiotu, z matematyki?
„29 to nic – odpowiada mu inny - nam pani z matematyki dała 62 zadanie na weekend”.
Bywa, że rodzice lub uczniowie skarżą się do kuratora oświaty na nauczycieli zadających zbyt dużo zadań domowych. – Złości ich zwłaszcza to, że nauczyciele zadają trudna zadania z dnia na dzień lub robią to na weekendy, święta lub ferie – mówi Artur Pasek z małopolskiego kuratorium oświaty.
W większości przypadków kurator niewiele jednak może zrobić, bo żadna ustawa czy rozporządzenie nie reguluje kwestii zadawania zadań domowych, pozostawiając to w gestii nauczyciela. Czasem robią to statuty poszczególnych szkół, zabraniając np. zadawania zadań na weekend, ale jak pokazuje praktyka nie zawsze nauczyciele przestrzegają tych zasad. – W takich przypadkach interweniujemy u dyrektora szkoły – zapewnia Artur Pasek.
- Zadaję prace domowe, bo bez tego nie byłabym w stanie wyćwiczyć z dziećmi umiejętności zapisanych w podstawie programowej – przyznaje nauczycielka języka polskiego z Zabierzowa. – Nie wiem, czy zadaję mało czy dużo, bo nie jestem w stanie wejść w skórę ucznia, ale staram się nie zadawać na weekendy i święta.
Czy byłaby skłonna w ogóle zrezygnować z prac domowych? – Nie. One są po to, żeby utrwalić te wiadomości i umiejętności, które dzieci zdobyły w czasie lekcji. Są bardzo potrzebne, bo przecież trening czyni mistrza – mówi nauczycielka.
Podobnego zdania jest Anna Lasek, mama ośmioletniej Oliwki. – Zadania domowe, ale oczywiście zadawane z umiarem, mają sens, bo dzięki temu dziecko ćwiczy i wyrabia w sobie nawyk uczenia się, co przydaje się na kolejnych etapach edukacji. Oliwce odrabianie lekcji zajmuje zwykle 15 minut dziennie, ale bywają dni, gdy musi posiedzieć godzinę, a nawet dłużej – mówi pani Anna.
Nielegalne prace?
- Dlatego jestem za tym, by szkoły stopniowo zaczęły wycofywać się z zadawania zadań domowych młodszym uczniom - mówi Artur Pasek z kuratorium oświaty. – Dziecko z klas I-III po szkole powinno mieć czas na to, żeby wyjść pobiegać z kolegami lub chociażby przeczytać coś ciekawego, a nie znów siedzieć nad książkami i zeszytami.
Kilka lat temu głośno było o pomyśle Krzysztofa Olędzkiego, rzecznika praw ucznia i rodzica, który uznał, że zadawanie zadań domowych jest niezgodne z prawem, bo żaden nauczyciel nie może rozporządzać wolnym czasem uczniów.
Skierował on nawet wniosek do Rzecznika Praw Obywatelskich o zakazanie zlecania uczniom zadań domowych. Wówczas nic z tego nie wyszło, ale proponowane przez niego rozwiązania o dziwo znalazły poklask nie tylko wśród uczniów i rodziców, ale nawet pedagogów.
Skierował on nawet wniosek do Rzecznika Praw Obywatelskich o zakazanie zlecania uczniom zadań domowych. Wówczas nic z tego nie wyszło, ale proponowane przez niego rozwiązania o dziwo znalazły poklask nie tylko wśród uczniów i rodziców, ale nawet pedagogów.
- Krzysztof Olędzki orzekł, że prace domowe są nielegalne. Święte słowa. Popieram – napisał na swoim BelferBlogu Dariusz Chętkowski, nauczyciel z łódzkiego liceum. - Na gruncie pedagogiki już lata temu stwierdzono, że uczniowie powinni uczyć się w szkole, zaś nauka w domu zależy tylko od ich dobrej woli. Chcą, niech się uczą, a jak nie chcą, to niech się bawią. Nie powinno się ani zadawać prac do domu, ani też egzekwować ich wykonania. Zadawanie jest nielegalne i niepedagogiczne.
- Zadawanie prac do domu – pisze dalej Chętkowski - bierze się z nieufności, że uczeń bez nakazu w ogóle nie weźmie się za naukę. Tak to, zadając prace domowe, wyrabiamy w młodzieży nawyk, że nauka jest możliwa tylko pod przymusem.
- Potrzebujemy ogólnopolskich przepisów czy choćby zaleceń określających dopuszczalne obciążenie dzieci nauką – dodaje Tomasz Małkowski, pisarz i autor podręczników do historii dla gimnazjalistów. - Bo coś się we mnie buntuje, gdy patrzę na uczniów, którzy siedzą w szkole od ósmej do trzeciej, a potem przez kilka godzin uczą się w domu. Ilu dorosłych tak pracuje?
Zadania domowe poszerzają wiedzę?
- Nie tylko szkoła jest odpowiedzialna za efekty edukacyjne uczniów, jest to również obowiązek rodziców – zaznacza jednak Maria Pabiańczyk, nauczyciel konsultant ds. wychowania przedszkolnego i edukacji wczesnoszkolnej w Małopolskim Centrum Doskonalenia Nauczycieli. - Praca domowa jest kontynuacją działań podjętych w szkole. Nie jest ona zadawana po to, by zagospodarować młodemu człowiekowi czas wolny, ale ma służyć doskonaleniu nabytych umiejętności, rozwijać zainteresowania, poszerzać wiedzę. Takie ćwiczenia wpływają na to, że efekty pracy szkolnej ucznia są zdecydowanie lepsze.
- Rodzic absolutnie nie może wyręczać dziecka w odrabianiu zadań domowych– dodaje Maria Pabiańczyk, - co jednak wcale nie oznacza, że nie powinien mu w tym pomóc. Wręcz przeciwnie, bezwzględnie powinien wykazać zainteresowanie tym, co pociecha robi i jak przygotowuje się do zajęć. Jest to szczególnie ważne na pierwszym etapie edukacyjnym, kiedy u dziecka kształtują się pewne nawyki - uczy się planowania, gospodarowania czasem, odpowiedzialności, dyscypliny wewnętrznej itp.
Anna Kolet-Iciek
Anna Kolet-Iciek