Cierpiąca na bezsenność główna bohaterka zostaje przez Giganta zabrana do krainy, gdzie żyją podobne do niego wielkoludy. Ale mieszkańcy owego miejsca przypominają przyjaciela Sophie tylko wylądem, czy raczej: rozmiarem. Tak naprawdę Bardzo Fajny Gigant jest w tej swojej fajności osamotniony, inne olbrzymy nie patrzą bowiem na „ziemniaki” (jak nazywają ludzi) tak łaskawie…
Tytułowy bohater najnowszego dzieła Stevena Spielberga jest trochę roztargniony, brak mu wyczucia i taktu, ale za to doskonale wie, skąd się biorą sny i pełen jest prostej, ale najcenniejszej mądrości, którą niepozornie i nieświadomie dzieli się ze swoją nową przyjaciółką, a tym samym z widzami, zyskując ich zaufanie i sprawiając, że czas spędzony w kinie nie będzie się dłużył, mimo że film pozbawiony jest fajerwerków. Reżyser prowadzi akcję bardzo spokojnie i skupia się nie tyle na oczarowaniu małego widza efektami i nagłymi zwrotami akcji, co na przyglądaniu się relacji miedzy dwojgiem tak różnych od siebie stworzeń, które w tak piękny sposób razem przyczyniają się do czegoś dobrego.
„Bardzo Fajny Gigant” jest bardzo ciekawą propozycją na spędzenie wolnego czasu. We wrześniu wciąż można zobaczyć go w kinach.
Maja Skowron