Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Moje sześciolatki pokochały szkołę

12.06.2013

Posłałam do szkoły swoje sześcioletnie dzieci. Złożyło się na to kilka przyczyn. Syn jest z rocznika 2005 r. i miała być to ostatnia grupa dzieci, których rodzice mogli wybrać czy pójdą wcześniej do szkoły czy nie. I najpierw przekonała mnie obawa przed tłokiem w szkołach, gdy pójdą do nich wszystkie sześcio i siedmiolatki, a następnie wizja podwojonej liczby kandydatów przy staraniu się na studia wyższe. Potem, jak wiadomo, rząd zmienił zdanie, ale ja nie.
Syn był już po badaniach psychologicznych, w których zdobył prawie maksymalną liczbę punktów. Nie wiem na ile rzetelne były to badania. Rozmawiałam na ich temat tylko z jednymi rodzicami. I okazało się, że ich dziecko otrzymało kilkanaście punktów mniej. Tak pojawił się kolejny argument „za”.

Prawda też jest taka, że mój syn miał też nienajlepsze doświadczenia z przedszkolem. Z pierwszego musiałam go wypisać, bo kompletnie się nie przyjął. Może trochę dlatego, że od urodzenia do 3 lat siedziałam w nim w domu i nie chciał rozstawać się z mamą. A może też przez to, że panie nie miały do niego cierpliwości. Gdy raz zastałam go samotnie płaczącego na korytarzu, więcej już tam nie wrócił. Po miesiącu zrobiliśmy drugie podejście do innego przedszkola i przy nim już pozostaliśmy, ale też bez szczególnego przekonania. Nie chciałam przepisywać dziecka kolejny raz. Mimo, że grupa mojego dziecka nie wyszła na ani jedną wycieczkę poza teren niewielkiego ogródka, a najlepszą metodą wychowawczą, było dawanie karnych czarnych kropek.

U większości pań przedszkolanek miał opinię łobuza, w bardziej łagodnej wersji przyklejano mu łatkę indywidualisty, dziecka antyspołecznego. Nie widziałam natomiast, żeby ktoś był zainteresowany rozwijaniem jego zdolności, czy znalazł jakiś sposób, żeby przystosować do bycia w grupie. Dlatego moim zdaniem to był zmarnowany czas.

Pewnie dlatego, gdy powiedziałam synkowi, że zamiast kolejny rok w przedszkolu, może przejść do szkoły, przyjął to z wielkim entuzjazmem, a ja z wielką nadzieją. Nasza szkoła rejonowa ma bardzo dobrą opinię. Powstała klasa tylko dla sześciolatków. Zdecydowaliśmy się.  

Nie powiem, że poszło gładko. Przez rok przerabialiśmy intensywny kurs z wykonywania poleceń nauczycielki, chodzenia w parach, robienia tego, co reszta klasy. Były uwagi w dzienniczku i wizyta u psychologa, który powiedział, że syn nie potrzebuje terapii, tylko pochwał za najmniejszy sukces i dodatkowych zadań, gdy zaczyna nudzić się na lekcji.

Ten rok w szkole przyczynił się do zmiany mojego dziecka. Dziś syn chodzi już do II klasy. Ma swój ulubiony przedmiot (informatykę), dobrych kolegów, z którymi spotyka się też po lekcjach, chodzi z pasją na szkolne sportowe zajęcia dodatkowe. Dobrze się uczy, jest wesołym dzieckiem. Ma na koncie nagrodę i wyróżnienie w konkursach plastycznych, z których jest dumny. Samodzielnie się pakuje i odrabia lekcje, wiąże buty, chodzi na wycieczki (wreszcie), o wiele częściej stosuje się do próśb i nakazów. Występuje na akademiach.

Jest mądrym, poukładanym i społecznie rozwiniętym chłopcem. Widzę jak wzrosło jego poczucie wartości.

W ślad za bratem wcześniej do szkoły poszła jego młodsza siostra, już w wieku 5,5 lat. Nie miała żadnych problemów adaptacyjnych. Poszła do klasy mieszanej z przewagą siedmiolatków.

Zbliża się koniec roku, a pani wychowawczyni powiedziała mi, że córka zrobiła największy skok rozwoju ze wszystkich dzieci w klasie i że aż miło na to popatrzeć.
Mimo, że nigdy wcześniej nie uczyła się literek, zajęła III miejsce w konkursie czytania. U większości ośmioletnich już koleżanek, była na przyjęciach urodzinowych.
Ostatnio na zadanie domowe miała zastanowić się, za czym będzie tęsknić w wakacje. Po chwili namysłu powiedziała: Będę tęsknić za moją panią, chomikiem i szkołą. Ale najbardziej za moją panią.
 
Mama z Krakowa

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio