Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Rodzice walczą o lepsze stopnie dla swoich dzieci: piszą maile, straszą kuratorem [ROZMOWA]

15.06.2020

Anna Kolet-Iciek redakcja@miastopociech.pl

Rodzice walczą o lepsze stopnie dla swoich dzieci: piszą maile, straszą kuratorem [ROZMOWA]
O ocenianiu uczniów, nauczaniu w czasie pandemii i o kosztach zdalnej edukacji rozmawiamy z Aleksandrą Karasiewicz, nauczycielką języka niemieckiego, która po 10 latach spędzonych w korporacji zdecydowała się na pracę w szkole podstawowej.


"Czasem się uginałam. Mam dziecko na utrzymaniu i nie chciałam stracić pracy"

Anna Kolet-Iciek: Rzecznik Praw Dziecka zaapelował do nauczycieli, by w związku z epidemią koronawirusa podnieśli swoim uczniom oceny na koniec roku szkolnego o jeden stopień.

Aleksandra Karasiewicz: Nie odpowiem pozytywnie na ten apel.

Rzecznik twierdzi, że “uczniowie ponieśli największe konsekwencje zdalnej edukacji" i taka rekompensata im się należy.


Uczniowie pracowali na swoje oceny przez cały rok szkolny, nie tylko przez okres nauki zdalnej. Ocenianie już samo w sobie jest trudnym zadaniem i wymaga rzetelnej analizy.
Pod uwagę bierzemy wszystkie kwestie, również możliwości techniczne uczniów, ich zaangażowanie, czy trudności w uczeniu się. Jest to proces bardzo indywidualny. Ubolewam nad tym, że rzecznik nie odniósł się wcześniej chociażby do kwestii organizacji sprzętu dla uczniów.

Bo jak się okazuje w procesie edukacji najważniejsze są oceny.

I najlepiej, żeby to były dobre oceny. W wielu szkołach o stopniach dzieci w dużej mierze decydują rodzice.

W jaki sposób?

Kiedy nie podoba im się ocena wystawiona dziecku przez nauczyciela naciskają by zmienił swoją decyzję. Dostałam wiele maili od rodziców z mniej lub bardziej subtelnymi prośbami o podwyższenie stopnia.

Na czym polegają te mniej subtelne prośby?

Na straszeniu nauczyciela dyrektorem lub kuratorium oświaty. Nauczyciele boją się takich sytuacji, bo każdemu z nas zależy na utrzymaniu posady. Z moich obserwacji wynika, że nawet 30-40 procent próbuje w jakiś sposób ingerować w sprawie ocen. Niewątpliwie chcą jak najlepiej dla swojego dziecka, ale często nie rozumieją, że w ten sposób je krzywdzą.

Jak rodzice uzasadniają swoje prośby o podniesienie stopnia?

Twierdzą na przykład, że dzięki lepszej ocenie ich pociecha będzie bardziej zmotywowana do pracy, ale ja uważam, że będzie dokładnie odwrotnie. W ten sposób dziecko uczy się, że nie musi wiele robić, bo mama czy tata i tak wywalczą dla niego lepszy stopień. Dochodzi do sytuacji, że uczeń ma średnią 3,11, a rodzic domaga się żeby na koniec roku dostał czwórkę, a nawet piątkę.

Często się pani ugina pod presją rodziców i dla świętego spokoju podciąga noty?

Na początku były takie sytuacje, że się uginałam, bo szczerze mówiąc bałam się o swoją posadę, mam małego synka na utrzymaniu i nie mogę sobie pozwolić na utratę pracy. Kiedy widzę, że uczeń jest mniej zdolny, ale za to pracowity, to staram się spojrzeć na sprawę nieco łagodniej. Inaczej jest w przypadku osób, które nie starają się i nie przygotowują do zajęć, a chcą mieć dobre stopnie. Odmawiając zawsze uzasadniam dlaczego to robię. Martwi mnie proces “inflacji ocen”. Żyjemy w bardzo konkurencyjnym społeczeństwie. Wielu rodziców chce, aby dzieci uzyskały wiedzę potrzebną do zdobycia dobrego zawodu, a co za tym idzie, wysokiego wynagrodzenia. Zdarza się, że dzieci mają bardzo dużo obowiązków, w których gdzieś gubi się dzieciństwo. Presja związana z jak najlepszymi wynikami i nierzadko wygórowanymi oczekiwaniami na zbyt wielu polach bardzo negatywnie wpływa na młodych ludzi. Powoduje między innymi utratę wewnętrznej motywacji, ale też satysfakcji z włożonego w pracę wysiłku. Wpływa na samoocenę. Lęk przed niepowodzeniem czy strach przed porażką mogą działać destrukcyjnie. Zawsze staram się porozmawiać na ten temat z moimi uczniami jeśli zauważam problem.

"Martwi mnie, że nauczyciele nie mają szacunku w społeczeństwie. Rodzic i uczeń może zrobić z nauczycielem wszystko"


Dlaczego zdecydowała się pani na pracę w szkole?

Wcześniej przez 10 lat byłam zatrudniona w korporacjach, ale z wykształcenia jestem nauczycielem języków niemieckiego i hiszpańskiego. Bardzo lubię uczyć i przez cały ten czas czułam, że muszę coś zmienić, bo dla mnie ważne jest, żeby robić coś co daje konkretne efekty. W korporacji miałam cały czas wrażenie, że moja praca jest bardzo monotonna i że się nie rozwijam. Po tym roku mogę powiedzieć, że nie żałuję swojej decyzji i chcę zostać w szkole, ale niektórymi sprawami jestem rozczarowana.

Na przykład czym?

Brakuje mi chociażby współpracy z rodzicami. Większość z nich jest zabiegana, nie mają czasu lub po prostu nie chcą interesować się sprawami edukacji swoich dzieci. Często pojawiają się w szkole lub nawiązują kontakt z nauczycielem, dopiero kiedy w dzienniku pojawia się jakaś gorsza ocena i najczęściej winą za to obarczają nauczyciela. Bardzo martwi mnie również to, że nauczyciele nie mają szacunku w społeczeństwie. Dziś rodzic i uczeń może zrobić z nauczycielem wszystko. Do tego ogromna fala hejtu, która spadła na nauczycieli przy okazji ubiegłorocznego strajku, ale i teraz w okresie nauczania zdalnego.

Rodzice często mówią, że to oni obecnie wykonują całą pracę za nauczycieli, którzy ograniczają się do wysłania maila z zadaniami.

Wszyscy zostaliśmy postawieni w sytuacji, do której nie byliśmy przygotowani. Ja jestem młodą osobą, całe życie pracowałam z komputerem i nie mam problemu z nowymi technologiami, ale wielu nauczycieli to osoby starsze, które nie są tak obeznane z komputerem, więc dla nich była to trudna sytuacja i nie każdy mógł jej podołać. Z pewnością są nauczyciele, którzy ograniczają się do wysyłania maili z zadaniami, ale są też tacy, którzy poświęcają teraz znacznie więcej czasu, by przygotować się do zajęć. Prowadzą lekcje on-line, nagrywają dla uczniów dodatkowe filmiki, przygotowują karty pracy i ćwiczenia.

"Mamy prawo się złościć o wysokie rachunki nie tylko za prąd, ale też telefon, dodatkowy sprzęt, który musieliśmy zakupić"


I narzekają, że muszą ponosić koszty zdalnej edukacji.


Wiem, że jest to źle odbierane w społeczeństwie, ale proszę mi wierzyć, gdyby ktoś w prywatnej firmie powiedział mi, że muszę pracować na własnym sprzęcie, zakupić sobie wszystkie potrzebne do tego rzeczy, zapewnić szybkie łącze internetowe i samemu za nie zapłacić to byłoby nie do pomyślenia. Częściowo roszczenia nauczycieli są więc uzasadnione. Mamy prawo się złościć o wysokie rachunki nie tylko za prąd, ale też telefon, dodatkowy sprzęt, który musieliśmy zakupić. To są narzędzia pracy, a nie nasze widzimisię.
Nigdy wcześniej, nawet pracując zdalnie, nie musiałam korzystać z prywatnego sprzętu, miałam też dopłatę do internetu, natomiast zaczynając pracę w szkole na dzień dobry wydałam ponad 600 zł na książki. Regularnie kupuję bloki, papier kolorowy, różne przybory plastyczne, które wykorzystuję do przygotowania materiałów dla dzieci, drukuję na swojej drukarce kolorowe obrazki, laminuję w punkcie. Gdyby nauczyciele nie dopłacali z własnej kieszeni, lekcje opierałyby się głównie na podręczniku i ćwiczeniach.

Ile panią kosztowała pandemia?

Poniosłam koszty nowego laptopa, co prawda kupiłam go jeszcze przed kwarantanną jednak na starym nie byłabym teraz w stanie pracować, bo był za wolny i już zniszczony. 100 złotych wydałam na program antywirusowy, żeby zabezpieczyć swój komputer, bo przy tej ilości ściąganych materiałów i prac uczniów to konieczność; do tego myszka, bo bez niej poprawianie zadań uczniów czy sprawdzianów to katorga. Rachunek za prąd też z pewnością pójdzie w górę. Do tego dochodzą kwestie zdrowotne. Niedawno przeprowadziłam się do nowego mieszkania i nie mam jeszcze stołu, nie mówiąc o biurku, więc cały okres pandemii spędziłam siedząc na podnóżku przy blacie kuchennym, co było ogromnym wyzwaniem dla mojego kręgosłupa. I to wszystko przy zarobkach rzędu 1800 złotych miesięcznie, bo tyle dostaje stażysta. W dzisiejszych czasach taka pensja na niewiele wystarcza zwłaszcza kiedy nie ma z kim dzielić kosztów życia. Między innymi dlatego nie zdecydowałam się na pracę w szkole po ukończeniu studiów. Chciałam się usamodzielnić. W korporacji już po trzech latach pracy zaproponowano mi taką kwotę, jaką moja mama dostaje po 36 latach pracy w szkole.

Nauczyciele mało zarabiają, ale też niewiele pracują w porównaniu z innymi zawodami, bo tylko 18 godzin w tygodniu. Taka jest obiegowa opinia o tym zawodzie.

To mit, że nauczyciele mało pracują. Samo przygotowanie do lekcji pochłania mnóstwo czasu i to nie jest tak, że można się przygotować raz na cały czas, bo podręczniki zmieniają się bardzo często, różne są też grupy uczniów. Mamy rady pedagogiczne, spotkania, zebrania, wyjazdy, organizujemy szkolne uroczystości. To wszystko pochłania mnóstwo czasu. Mój etat to 24 godziny tygodniowo przy tablicy, ale w rzeczywistości jest tego znacznie więcej. Z ciekawości policzyłam, ile tak naprawdę poświęcam czasu na pracę i wyszło mi około 60 godzin tygodniowo. W ostatnich miesiącach, w związku z koniecznością przygotowania lekcji zdalnych siedziałam przy komputerze do drugiej, czasem trzeciej w nocy. Zresztą, będąc nauczycielem tak naprawdę cały czas jestem w pracy. To jest bardzo osobisty zawód, w którym trzeba być gotowym dać coś z siebie. Wychodzę ze szkoły i myślę co zrobić, żeby było lepiej, żeby Jaś umiał, a Zosia zrozumiała...

Fot. archiwum prywatne

Komentarze (5)

mamdoscnaukizdalnej
20.06.2020 22:09
Mój syn miał średnią 4,85 i dostał zachowanie dobre, bo w czasie nauki zdalnej mu się kamera wypinała. Jaka tu motywacja ?
PIOTR
16.06.2020 13:36
Jak w każdym środowisku obecne są czarne owce, którym nie chciało się prowadzić lekcji online. Jednak nie generalizujmy.
Obywatelka
15.06.2020 19:11
Pani Małgorzato. Owszem dostaje Pan 500+, ale taki komputer kosztuje jeden ok 2 tysięcy zł a Pan zakupić musiał 3. Nie wspomnę o tym że 500+jest dla dzieci a nie na wydawanie pieniędzy na ten sam osprzęt bo tak sobie państwo zażyczyło. A poza tym może Pan ma lokatę dla dzieci gdzie te pieniążki wpływają i po osiągnięciu pełnoletnosci pręż dzieci dopiero będzie mógł zamknąć rachunki. Ale po co myśleć o takich rzeczach skoro można wyrzygać ze ktoś ma. 500+.
Małgorzata
15.06.2020 18:37
Szanowny Panie, na zakup sprzętu dla dzieci otrzymuje Pan co miesiąc 500+ , reszty nie komentuję
OBYWATEL
15.06.2020 14:05
Jestem ojcem 3 dzieci szkolnych, musiałem zakupić 3 zestawy komputerowe z osprzętem. Bo niestety mają lekcje równocześnie. Do tego szybkie łącze światłowodowe, bo w domu jest 3 dzieci i 2 rodziców, które pracują zdalnie. Kto mi za to odda pieniądze? :( Z całym szacunkiem, ale z moich obserwacji wynika, że tylko pojedyncze jednostki (Nauczyciele) podeszli do tej nauki odpowiedzialnie, dla reszty, to były faje wakacje....

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio