Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Włoski protest w szkołach, czyli nauczycielska partyzantka

14.10.2019

Włoski protest w szkołach, czyli nauczycielska partyzantka
Od jutra w szkołach ma się rozpocząć protest włoski. Nauczyciele mają wykonywać tylko te czynności, które wynikają z karty nauczyciela i prawa oświatowego. - To protest nieformalny, trochę taka “partyzantka”, która będzie mało widoczna, ale będzie trwać - mówi Arkadiusz Boroń, szef małopolskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Po kwietniowym strajku, który przyniósł uczącym więcej strat niż korzyści nauczyciele szykują się do kolejnego protestu. Tym razem ZNP zaleca im, by zamiast odchodzićc od tablicy skrupulatnie przestrzegali prawa i wykonywali tylko te obowiązki, które z niego wynikają. Związkowcy nazywają to protestem włoskim. - Skoro legalny strajk nie wywarł większego wrażenia na rządzących, musimy szukać innych metod - tłumaczy Boroń.

ZNP skierował już do szkół ulotki, w których wyjaśnia co jest, a co nie jest obowiązkiem uczących. - Katalog tych zadań jest oczywiście otwarty - mówi Arkadiusz Boroń.

Na liście “zakazanych” czynności znalazło się m.in. bezpłatne prowadzenie kółek zainteresowań; sobotnie wyjazdy na konkursy z uczniami; sporządzanie sprawozdań z pracy dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej; dokonywanie wewnętrznej ewaluacji szkoły; pisanie i koordynowanie projektów unijnych; sporządzanie inwentaryzacyjnego spisu z natury.

A co ze szkolnymi wycieczkami, wyjściami do kina czy zielonymi szkołami? Te na listę nie trafiły, ale związek i tu ma swoje rekomendacje. - Nie ma przeciwwskazań, aby nauczyciel pojechał z uczniami na wycieczkę, nawet kilkudniową, ale po pierwsze musi otrzymać za to odpowiednie wynagrodzenie, a po drugie mieć zapewniony jedenastogodzinny odpoczynek w ciągu doby, co wynika z kodeksu pracy - mówi Arkadiusz Boroń.

A to oznacza, że na wyjazd z uczniami należałoby wysłać więcej opiekunów, co oczywiście wiąże się z dodatkowymi kosztami dla samorządów, które po ostatnich kilkuprocentowych podwyżkach nauczycielskich pensji już szukają oszczędności w swoich budżetach.

Arkadiusz Boroń przyznaje, że w ostatecznym rozrachunku za nauczycielski protest włoski zapłaci nie rząd, który może go nawet nie dostrzec, ale samorządy i uczniowie, jednak - jak zaznacza - kwietniowym strajkiem rząd również się specjalnie nie przejął. - Jesteśmy przyparci do muru, a nasz protest jest prowadzony również w interesie rodziców i uczniów, bo już zaczyna nas dotykać kryzys kadrowy w szkołach, jeśli coś się nie zmieni nauczyciele zaczną odchodzić z zawodu, a szkoły i przedszkola będą zamykane jak szpitalne oddziały - mówi Boroń.

Czy nauczyciele rzeczywiście przyłączą się do takiej formy protestu? W ankietach przygotowanych przez ZNP zadeklarowało to ponad 50 proc. badanych. Czym innym jest jednak zadeklarowanie czegoś w anonimowej ankiecie, a czym innym powiedzenie uczniom, że nie pojadą na zaplanowaną wcześniej wycieczkę lub nie będą mogli uczęszczać na kółko przedmiotowe. Arkadiusz Boroń przyznaje, że wśród nauczycieli nie ma już takiej determinacji jak w kwietniu. - Środowisko jest zniechęcone i wypalane, a po kwietniowym strajku nauczyciele mają ogromne poczucie krzywdy - mówi Boroń. - Nasz obecny protest to trochę taka “partyzantka”, która będzie mało widoczna, ale będzie trwać - dodaje szef małopolskiego ZNP.

Taką formą nauczycielskiego protestu rozczarowany jest Tomasz Tokarz, trener kompetencji społecznych, nauczyciel i wykładowca akademicki, który na swoim profilu facebookowym napisał: “Spodziewałem się, że strajk będzie wyglądał inaczej. Że nauczyciele przestaną robić to, co przedstawiają jako bezsensowne i ograniczające - czyli przestaną realizować narzucony program, na który tak narzekają, przestaną wypełniać papiery, robić kartkówki i zaczną po prostu fajnie spędzać czas z uczniami. Grać, rozmawiać, oglądać ciekawe filmy, wychodzić na zewnątrz. Zamiast lekcji oczywiście, nie dodatkowo. Tymczasem jest odwrotnie - będą robić tylko to, co nudne i przedstawiane jako ograniczające (realizacja materiału i wypełnianie papierów) i przestaną robić to, co wzbogacające (wycieczki, spędzanie czasu z uczniami itd.)
Nie rozumiem tej logiki. W kogo to właściwie uderzy? Na złość rządowi i społeczeństwu będziemy więcej czasu poświęcać na narzucone obowiązki, które nie dają poczucia sensu? Wciąż czekam na prawdziwy BUNT - taki, który pozwala na wyrażenie siebie, na autonomię, na zerwanie z centralizmem. Taki gdzie pójdzie jasny komunikat: Nie będziemy robić tych narzuconych głupot za tak kiepskie płace! Mamy gdzieś te programy, plany wynikowe i bezsensowną biurokrację! Odmawiamy robienia tych bzdur!".

Anna Kolet-Iciek
fot. fotolia

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio