Do tej pory omijaliśmy takie miejsca szerokim łukiem. Kojarzyły nam się z hałasem, tłumem ludzi i ryzykiem przeziębienia. Ale co tu robić, gdy pogoda nie zachęca do spacerów, czy wyjazdów w ciekawe miejsca, a w domu przed telewizorem nie warto spędzać weekendu? W końcu zdecydowaliśmy się na wizytę w krakowskim Parku Wodnym. I nie żałujemy. Pierwszym miłym zaskoczeniem była przebieralnia z wydzielonymi kabinami, dzięki którym nie musieliśmy się publicznie rozbierać. Niestety jest tu dość chłodno, co jest przykre zwłaszcza po wyjściu z pływalni.
Nasze dziecko zabawę na basenie zaczęło od „strzelania” do nas z armatki wodnej. Zresztą na Wyspie Piratów z trzema zjeżdżalniami i na statku piratów spędziliśmy większość czasu. Nasz synek, który do tej pory unikał zanurzania głowy w basenie, dzięki zjeżdżalniom szybko oswoił się z wodą. Duże wrażenie zrobił na nim również Ptak Dziwak i tryskający wodą zielony dinozaur. Nie udało nam się niestety skorzystać z solankowego jacuzzi (wszystkie były zajęte), ale i tak zabawa była doskonała i nawet nie zauważyliśmy jak minęły dwie godziny.
Ponieważ po harcach w wodzie mocno zgłodnieliśmy, przyszedł czas na obiad. I tu kolejne zaskoczenie. Byliśmy przekonani, że w „parkowej” restauracji będzie można zjeść wyłącznie frytki i hamburgery. Okazało się, że mają tam również dania obiadowe. Polecamy szczególnie łososia z surówkami i frytkami. Taki zestaw kosztuje ok. 25 zł, ale jest duży i spokojnie mogą się nim najeść dwie osoby. Po obiedzie przyszła pora na szaleństwa w Gibonie, czyli kulkolandzie (jest w tym samym budynku, co Park Wodny).
Tu spędziliśmy kolejne dwie godziny – synek skacząc, biegając i zjeżdżając, a my pijąc kawę. Do domu wróciliśmy wieczorem, a syn ze zmęczenia padł do łóżka zaraz po dobranocce. I to była kolejna tego dnia miła niespodzianka.
Ponieważ po harcach w wodzie mocno zgłodnieliśmy, przyszedł czas na obiad. I tu kolejne zaskoczenie. Byliśmy przekonani, że w „parkowej” restauracji będzie można zjeść wyłącznie frytki i hamburgery. Okazało się, że mają tam również dania obiadowe. Polecamy szczególnie łososia z surówkami i frytkami. Taki zestaw kosztuje ok. 25 zł, ale jest duży i spokojnie mogą się nim najeść dwie osoby. Po obiedzie przyszła pora na szaleństwa w Gibonie, czyli kulkolandzie (jest w tym samym budynku, co Park Wodny).
Tu spędziliśmy kolejne dwie godziny – synek skacząc, biegając i zjeżdżając, a my pijąc kawę. Do domu wróciliśmy wieczorem, a syn ze zmęczenia padł do łóżka zaraz po dobranocce. I to była kolejna tego dnia miła niespodzianka.
Park Wodny jest czynny codziennie od 8 do 22. Dwugodzinny bilet rodzinny (maksymalnie dwie osoby dorosłe i dziecko) w soboty i niedziele kosztuje 81 zł. Natomiast dwie godziny zabawy w Gibonie to w weekendy 20 zł.
(AK)