Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Ewa Lutomska z Krakowskiego Alarmu Smogowego - Chcemy oddychać!

28.02.2016

Ewa Lutomska z Krakowskiego Alarmu Smogowego - Chcemy oddychać!
O walce o czyste powietrze dla Krakowa, działaniach proekologicznych dla Małopolski i szukaniu miejsc na rodzinne wycieczki, gdzie można łapać zdrowy oddech rozmawiamy z Ewą Lutomską, która wraz z Andrzejem Gułą i Anną Dworakowską, a także innymi mieszkańcami Krakowa założyła Krakowski Alarm Smogowy. Ewa Lutomska jest mamą 8-letniego Franka i 7-letniej Klary. 
 
Ile razy spacerowała Pani tej zimy z dziećmi po Krakowie?

Tak niewiele, że mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Smog wiszący nad miastem cały czas psuł nam szyki. Choć zdarzały się dni, że było czysto i mogliśmy korzystać z uroków zimy.

W okolicach Krakowa też nie ma czym oddychać.

Niestety. Sytuacja w podkrakowskich gminach wygląda podobnie, jak w całym mieście. Problem głównie dotyczy domów jednorodzinnych, w których najczęściej stosowane są kotły i paliwa niespełniające standardów jakości. Trzeba więc szukać innych miejsc, by nie wdychać trującego pyłu.

To, gdzie Państwo łapali świeże powietrze? 

W górach. Oczywiście nie w Zakopanem. Jeździmy w Bieszczady i okolice. Franciszek znakomicie się tam czuje. Potrafi przespać w ciągu dnia nawet pięć godzin, co mu się w Krakowie nigdy nie zdarza. Podejrzewamy, że to właśnie wpływ czystego powietrza.

Kiedy zaczęli Państwo odczuwać skutki złego powietrza w naszym mieście?

Już wiele lat temu. Pochodzę z Buska-Zdroju, miejscowości uzdrowiskowej, gdzie można było oddychać pełną piersią, więc krakowskie powietrze dość szybko zaczęło mi przeszkadzać. Problem zaczął narastać, gdy na świat przyszły dzieci, a my mieszkaliśmy w kamienicy w centrum miasta, w której sąsiedzi korzystali z pieców węglowych. Do jednego z mieszkańców zimą przychodziły osoby z pomocy społecznej, które musiały też zapalić w piecu węglowym. Nie wszystkim to jednak dobrze wychodziło i w efekcie dym z sąsiedztwa unosił się na korytarzu i w naszym mieszkaniu. Dławiliśmy się nim, a dzieci strasznie kaszlały. Otwarcie okien nic nie dawało, bo na zewnątrz powietrze też było fatalne. Rozkładałam ręce z bezradności.

Ludzie od lat przywykli do tego zimowego smrodu. Poza narzekaniami nikt nic nie robił. Wszyscy myśleli…byle do wiosny.
 
Bo nam tak wmówiono, że ten smród to „zapach zimy”. W takim przeświadczeniu żyliśmy od lat. 

Kiedy Państwo zdali sobie sprawę, że rządzący w końcu powinni zająć się problemem powietrza w Krakowie?

Andrzej Guła, prezes Krakowskiego Alarmu Smogowego od kilku lat interesował się ochroną powietrza. Zresztą ukończył studia w Akademii Ekonomicznej z zakresu ochrony środowiska i wiedzę na ten temat miał ugruntowaną. Zaczął nas wciągać w rozmowy. Podczas jednego ze spotkań wywiązała się dyskusja i o zanieczyszczeniach komunikacyjnych i o tych spowodowanych niską emisją. Dowiedziałam się wtedy, że właśnie piece na paliwa stałe są głównym źródłem smogu w Krakowie. Zaskoczyło mnie to, bo dotąd żyłam w przekonaniu, że to zanieczyszczenia komunikacyjne są największym problemem Krakowa.
 
Co Panią tak wstrząsnęło?

To, że przepisy dopuszczają stężenie szkodliwego pyłu w powietrzu na poziomie 50 mikrogramów na metr sześcienny. Tymczasem od jesieni do wiosny te normy w Krakowie przekraczane są nawet o 400 procent. Zamiast czystym powietrzem oddychamy pyłem PM10,PM2.5 czy rakotwórczym i mutagennym benoz(a)pirenem z grupy wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych, a także związkami siarki, azotu, wapnia i chloru, metalami ciężkimi, furanami i dioksynami. 

Brzmi strasznie. 

I ma też straszny wpływ na nasze zdrowie. Przez ten pył dzieci w Małopolsce częściej chorują na astmę niż w innych regionach kraju. Specjaliści biją na alarm, że cząsteczki pyłu PM10 i PM2.5 przedostają się do płuc, a następnie do krwiobiegu, powodując choroby serca, raka płuc, przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, astmę i ostre infekcje układu oddechowego. 

Coś z tym trzeba było zrobić. 

Ale władze miasta problem cały czas bagatelizowały. Co prawda rocznie z budżetu przeznaczano 3 mln zł na wymianę pieców, ale jak to sobie policzyliśmy, pieniędzy starczyłoby raptem na 100 nowych palenisk. Jak więc te działania miały przynieść efekt? Do tego wokół Krakowa powstawało coraz więcej nowych pieców – źródeł niskiej emisji. Trzeba było więc podejmować decyzje na większą skale, z większym rozmachem.

Postanowiliście więc wziąć rządzących do galopu. Petycje, kampania billboardowa i marsze w końcu odniosły zamierzony skutek.

Zaczęliśmy jednak od mediów społecznościowych. Mieszkańcy Krakowa potrzebowali takiego zapalnika. Wielu z nich było szalenie zirytowanych ospałością władz miasta, ale tych nerwów nie było gdzie wyładować. Nagle pojawiła się nasz profil na Facebooku, który w tydzień polubiło prawie dwa tysiące osób. Pojawiły się komentarze, uwagi, sugestie. Nie wiedzieliśmy, że to przyniesie taki efekt. W ślad za tym poszła kampania billboardowa, a potem petycja do władz województwa. 

Aż w końcu wyszliście na ulicę. 

Na początku 2013 roku w naszym marszu antysmogowym brało udział około 300 osób. Niektórzy do pustych wózków dziecięcych przyczepili kartki z hasłami: "Jaś, trzy miesiące. Z powodu smogu nie wychodzi z domu od urodzenia", "Marta, dwa lata. Ostatni raz była na spacerze dwa miesiące temu". Pojawiły się też transparenty: „Odwołać prezydenta Majchrowskiego” pod czym się nie podpisywaliśmy, bo jesteśmy apolityczni. Bardzo szybko napisaliśmy oświadczenie na Facebooku, że nie mamy z tym nic wspólnego, a wydarzenie było organizowane na zasadach „no logo”.  Robimy coś dla wspólnego dobra, nie dla zbijania politycznego kapitału. Ciągle to powtarzaliśmy, powtarzamy i powtarzać będziemy.
 
I jaki był skutek Waszych działań?

Po marszu, władze miasta zaprosiły nas na spotkanie. I tak zaczął się dialog z prezydentem, który już wcześniej popierał zakaz palenia węglem. Potem krakowscy radni przygotowali program dopłat do droższego, ale ekologicznego ogrzewania. Wtedy uwierzyliśmy, że to co robimy ma sens. I po roku działalności postanowiliśmy założyć stowarzyszenie.

O Krakowskim Alarmie Smogowym zrobiło się wtedy bardzo głośno w kraju. Mieliście już na koncie pierwsze sukcesy. 

Ale pojawili się też przeciwnicy naszej działalności, bowiem opowiadaliśmy się za radykalnym rozwiązaniem, czyli całkowitym zakazem palenia węglem w naszym mieście. Stosowanie półśrodków mijało się z celem, co z resztą wynikało z ekspertyzy Urzędu Marszałkowskiego. Mieliśmy sprawę jasną i wiedzieliśmy, jaki cel chcemy osiągnąć. Pod koniec 2013 roku Sejmik Województwa Małopolskiego wprowadził zakazał palenia węglem. Miał obowiązywać od 2018 roku. Radości nie było końca. Uchwała została jednak zaskarżona i Sąd Administracyjny w obu instancjach przyznał naszym oponentom rację. My do końca jednak wierzyliśmy, że podzieli nasze zdanie ze względu na narastający problem smogu. I rozczarowaliśmy się. 

Nadzieja na lepsze pojawiła się jednak w zeszłym roku. 

Tak, wraz z ustawą antysmogową, którą uchwalił Sejm poprzedniej kadencji, a w październiku podpisał prezydent. Ustawa zezwala na wprowadzanie przez samorządy odpowiednich regulacji, w oparciu o standardy emisyjne dla kotłów, norm jakości paliw, a także o zakazy dla stosowania wybranych paliw. Na tej podstawie małopolscy radni uchwalili zakaz ogrzewania węglem i drewnem w Krakowie od września 2019 roku. Od tego czasu będzie można stosować już tylko gaz, ciepło z miejskiej sieci ciepłowniczej, lekki olej opałowy oraz prąd. Uchwała zakazuje także stosowania kominków. 

To jednak nie do końca rozwiąże problemy czystego powietrza w Krakowie. Są bowiem okoliczne gminy, w których kominy nadal kopcą. 

W gminach ościennych jest prawie 43 tysiące pieców węglowych, czyli prawie dwa razy więcej niż w Krakowie. Ale oczywiście, że te rozwiązania, które są zasadne dla dużego miasta, dla mniejszych nie mają uzasadnienia ze względu na brak sieci ciepłowniczej i dostępu do gazu. Więc tam zalecamy tzw. standardy emisyjne dla kotłów, które określałyby normy emisji pyłów. Tak właśnie będzie w Czechach od 2022 roku, kiedy wejdą w życie przepisy umożliwiające korzystanie tylko z kotłów klasowych – emitujących 125 miligramów pyłu na metr sześcienny, a nie jak w przypadku tzw. „kopciuchów”, które mogą emitować nawet ok 600. 

Alarm został ogłoszony dla Krakowa, w którym problem został już rozwiązany. Czy zatem alarm trwa nadal? 

Trwa i trwać będzie dopóki nie rozwiążemy problemu w całym kraju. W tej chwili w Polsce jest 5,5 mln domów jednorodzinnych, z czego 70 proc. ogrzewa się za pomocą kotłów o niskim standardzie. W przeważającej mierze są to urządzenia, które nie spełniają żadnych, nawet minimalnych standardów emisyjnych. Potocznie nazywa się je kopciuchami, bo to prymitywne kotły, w których ląduje byle jakie paliwo, a niejednokrotnie odpady.
 
Jak można temu zaradzić?

Proponujemy wprowadzenie obowiązku instalacji kotłów o lepszych parametrach. Nowsze urządzenia spełniają określone standardy emisyjne i mają wyższą sprawność energetyczną. W połączeniu z paliwem dobrej jakości okazuje się, że musimy zużyć go mniej do uzyskania takiego samego efektu energetycznego. Instalacja takiego kotła eliminuje też problem spalania odpadów - jest to przestępstwo. Ale jak dobrze wiemy, istnieje ciche przyzwolenie na spalanie śmieci, a system kar w tej kwestii jest zupełnie niewydolny. W Polsce konieczne są więc regulacje, bo bez nich nie jesteśmy w stanie zmienić zachowań ekologicznych mieszkańców. Gdy prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, a małopolscy radni na tej podstawie podęli uchwałę, to te decyzje odbiły się w innych samorządach sporym echem. Tam też zaczęto myśleć o podobnych zmianach. Sejmiki: śląski i dolnośląski zastanawiają się nad przygotowaniem projektów podobnych uchwał. Muszą być jednak silne grupy społeczne, które będą naciskać na wprowadzenie zmian. Ludzie tego chcą i inicjują powstawanie stowarzyszeń w swoich miastach. Stworzyliśmy Polski Alarm Smogowy, który skupia inicjatywy z Nowego Sącza, Zakopanego, Rabki, Katowic, Rybnika, Wrocławia, Zabrza, Sosnowca czy Poznania.  

Duży problem ze złym powietrzem mają gminy uzdrowiskowe, w których ostatnie badania wykazały znaczne przekroczenia norm. 

To prawda, w Małopolsce nie ma już uzdrowiska, do którego zimą można jechać z rodziną po zdrowie. Bardzo duży problem ma Rabka, gdzie leczy się dzieci z chorobami górnych dróg układu oddechowego. W mieście wszyscy mają dostęp do gazu, ale względy finansowe sprawiają, że domy ogrzewa się byle czym. Efekt jest zatrważający. Ostatnio przez dwa tygodnie prowadziliśmy pomiary swoimi pyłomierzami w dole i na górze Rabki i tylko przez kilka dni normy nie były przekroczone. Mieszkańcy mają świadomość wagi problemu i dlatego powstał też Rabczański Alarm Smogowy - apelują by w niedalekiej przyszłości mogła powstać tam stacja monitoringu informująca o stanie powietrza. Nie może bowiem pokutować takie myślenie, że jeśli nie ma danych to nie ma też problemów. 

Gdzie więc nasze dzieci mogą dziś łapać świeże powietrze? 

Trudno znaleźć takie miejsce. Nawet dom nie jest wolny od pyłu, zwłaszcza, gdy zanieczyszczenie powietrza utrzymuje się na zewnątrz przez dłuższy czas. Andrzej kiedyś wykonał pomiar pyłu w swoim mieszkaniu i wyniki skłoniły go do zakupu specjalnego oczyszczacza, a nawet instalacji nowoczesnego systemu oczyszczania powietrza – wentylacji mechanicznej. My tego nie mamy, ale rodzice dzieci ze szkoły Klary i Franciszka często nas pytają w jaki sposób się chronić, jakie maski przeciwpyłowe stosować, więc wielu rodziców  poważnie myśli o zdrowiu dzieci.

Jak Wasze dzieci reagują na informacje o stanie powietrza w Krakowie?

Kiedyś Franciszek nie chciał wyjść z klasą na wycieczkę na Planty, wolał zostać w świetlicy. Gdy zapytałam, dlaczego nie spacerował, usłyszałam, że nie może przecież wychodzić na zewnątrz, ponieważ jest tak zanieczyszczone powietrze. Poza tym, moje dzieci są wyczulone na widok czarnego dymu z komina. Jak tylko coś zauważą lub poczują nieprzyjemny zapach, to słyszę komentarze: mamo coś tu dymi, znowu palą byle czym, mamo zrób coś z tym!

Czy Klara i Franek interesują się Pani pracą?

Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo przeżywają akcje Krakowskiego Alarmu Smogowego. Kulminacja nastąpiła podczas oczekiwania na podpis prezydenta pod ustawą antysmogową, byli tym bardzo zainteresowani. Może dlatego, że brali udział w spocie, w którym krakowianie prosili prezydenta o przychylność. Cały czas dopytywali: „Mamo, podpisał już?”, „A czy podpisze?”. Wiedziały, że dla nas to była bardzo ważna sprawa i się trochę tym denerwujemy. Ten stres też im się udzielał. Ale wszystko zakończyło się pomyślnie.

 

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio