Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Dzieci chore na fikołki

01.08.2013

Dzieci chore na fikołki
Polskie szkoły gnębi plaga lewych zwolnień z zajęć wychowania fizycznego. W ubiegłym roku szkolnym liczba niećwiczących uczniów znów wzrosła. Na forach internetowych dzieci wymieniają się pomysłami na zdobycie zaświadczenia od lekarza.
Ania Kuc, krakowska gimnazjalistka chciałaby na lekcjach wuefu mieć zajęcia z aerobiku. Nie interesuje się koszykówką, ma problem z grą w siatkówkę, bo po każdym odbiciu piłki bolą ją ręce, stresuje się też gdy musi przeskoczyć przez kozła, bo kiedyś źle wylądowała i boleśnie się potłukła. – Generalnie wuef to porażka – mówi Ania. - Aerobic to co innego. Można się trochę poruszać i przy okazji zrzucić kilka zbędnych kilogramów – rozmarza się gimnazjalistka.
Z kolei Tomek, kolega Ani z klasy, uwielbia tenis. Jego rodziców nie stać jednak na prywatne lekcje w klubie, bo na same treningi trzeba tam wydać minimum 200 zł miesięcznie. – Obok naszej szkoły jest wybetonowany plac, wystarczyłoby narysować linie, zawiesić siatkę i można grać – mówi Tomek.

Niestety. Zarówno Ania, jak i Tomek o takich zajęciach mogą jedynie pomarzyć. Zamiast tego, przez cztery godziny w tygodniu biegają za piłką w dusznej sali gimnastycznej i coraz bardziej zniechęcają się do lekcji wychowania fizycznego. A miało być zupełnie inaczej. Tak przynajmniej prognozowało ministerstwo edukacji wprowadzając do szkół we wrześniu 2009 r. rozporządzenie o dopuszczalnych formach realizacji obowiązkowych godzin wychowania fizycznego w szkole. Zakłada ono, że część lekcji wuefu może być realizowana w formie zajęć: sportowych (dla tych, którzy interesują się jakąś dyscypliną sportu), rekreacyjno-zdrowotnych (tu do wyboru uczniowie powinni dostać np. aerobik, basen, czy tenis stołowy), tanecznych oraz turystycznych (np. wycieczki piesze, czy rowerowe – by je zorganizować można połączyć w blok kilka godzin). Jak się jednak okazuje szkoły rzadko korzystają z możliwości uatrakcyjnienia zajęć. – Nic dziwnego – mówi Dariusz Osoliński, nauczyciel akademicki i dyrektor Ośrodka Sportowo-Rekreacyjnego w Zabierzowie. - Rozporządzenie jest dobre, ale stworzenie dodatkowej oferty dla dzieci, wymaga przygotowań. Trzeba kupić sprzęt, doszkolić nauczycieli. To wszystko niestety kosztuje. Stąd problem z realizacją tego rozporządzenia.

Świetnie wiedzą o tym nie tylko Ania i Tomek, ale również władze oświatowe. Z kontroli przeprowadzonej przez małopolskie kuratorium oświaty, a także Najwyższą Izbę Kontroli wynika, że atrakcyjnych zajęć do wyboru jest w szkołach jak na lekarstwo. 

Szkolny wuef z długą listą zarzutów
 
NIK przyjrzała się lekcjom wuefu w ubiegłym roku, a następnie w przygotowanym przez siebie raporcie negatywnie oceniła sposób ich prowadzenia. Lista zarzutów pod adresem szkół jest naprawdę długa i poważna.
Kontrolerzy doszli do wniosku, że wysokie kwalifikacje nauczycieli, wśród których większość posiada najwyższy stopień awansu zawodowego, a dwie trzecie ma dodatkowo uprawnienia trenerskie lub instruktorskie, nie przekładają się na poziom i atrakcyjność prowadzonych zajęć. Z ustaleń wynika, że tylko pięć szkół na 42 skontrolowane skorzystało z możliwości, zróżnicowania oferty zajęć podczas dwóch godzin lekcyjnych, proponując uczniom m.in. naukę pływania lub aerobik.
 
Nauczyciele – jak twierdzą kontrolerzy NIK - nie starają się też rozpoznać indywidualnych możliwości uczniów, nie dostosowują do nich systemu oceniania, ani nie dbają o dopasowanie programów nauczania do bazy, jaką dysponuje dana szkoła. Efekt? - Zamiast wpajania nawyku aktywnego trybu życia i zapobiegania zjawiskom nadwagi i otyłości, czemu służyć miało wprowadzenie trzeciej i czwartej godziny wychowania fizycznego, w szkołach powstała fala unikania zajęć wuefu – konkludują kontrolerzy NIK w swoim raporcie.

Dariusz Osoliński nie musi nawet do niego zaglądać, by wiedzieć, co zniechęca dzieci do zajęć wuefu. – Kilkanaście lat przepracowałem w szkole jako wuefista i wiem, że dzieci nie tylko potrzebują ruchu, ale też go uwielbiają. To, że tak dużo z nich przynosi do szkoły zwolnienia z wuefu, to w wielu przypadkach wina złej organizacji tych lekcji – mówi Dariusz Osoliński.
Zaznacza on, że szkolna baza sportowa bardzo często jest niewystarczająca do prawidłowej realizacji zajęć. Brakuje nie tylko sal gimnastycznych, ale nawet zwykłych piłek. – Są też szkoły, które mają piękne sale gimnastyczne, ale plan zajęć jest tak ułożony, że jednocześnie ćwiczą na nich trzy klasy, przez co na hali panuje ścisk i okropny hałas. Nic dziwnego, że dzieci zniechęcają się do takiego wuefu – konkluduje Dariusz Osoliński.

W starszych klasach szkoły podstawowej nie ćwiczy (pomimo obecności na lekcji) ok. 18 proc. uczniów, w gimnazjach już blisko 25 proc., a w szkołach ponadgimnazjalnych ponad 30 proc. uczniów. Oficjalne powody to najczęściej brak stroju sportowego (33 proc.) oraz zwolnienia od rodziców (23 proc.). Do tego dochodzą uczniowie, którzy mają roczne zwolnienia z wuefu wystawione przez lekarzy. Według ostatnich kuratoryjnych danych w Małopolsce mamy blisko 18 tys. uczniów trwale niezdolnych do ćwiczeń. Najwięcej jest ich w liceach profilowanych, gdzie zwolnienia z wuefu dostarcza do szkoły niemal co trzeci uczeń, na drugim miejscu są uczniowie liceów ogólnokształcących (12,5 proc. niezdolnych do fikołków), a na trzecim zawodówek (10 proc. zwolnionych). – Martwi to, że w ubiegłym roku szkolnym wzrosła liczba uczniów szkół ponadgimnazjalnych zwolnionych z lekcji wuefu – mówi Artur Pasek.
Zauważył on również, że wśród niećwiczących uczniów szkół ponadgimnazjalnych dwa razy więcej jest dziewcząt niż chłopców. - A przecież nic nie wskazuje na to, że dziewczyny są dwa razy bardziej chorowite. To pozwala przypuszczać, że część tych zwolnień nie do końca jest uzasadniona – zaznacza Artur Pasek.

Nudny wuef na korytarzu
Zarówno kontrolerzy NIK, jak i kuratorium oświaty są zgodni, że prawdziwą przyczyną fali zwolnień, nie jest zły stan zdrowia polskich uczniów ale: kiepska infrastruktura, wadliwy systemem oceniania, a przede wszystkim nieatrakcyjne formy zajęć.
Z raportu NIK wynika, że blisko połowa polskich szkół nie posiada sal gimnastycznych. A 30 proc. pozostałych dysponuje tylko niewielkimi salkami, w których prowadzenie zajęć sportowych jest utrudnione. W ponad 11 tys. polskich szkół zajęcia sportowe wciąż odbywają się na korytarzach lub w zaadaptowanych pomieszczeniach, a dzieci przebierają się w stroje sportowe w klasach lub na korytarzach.
 
Z kolei zdaniem uczniów nauczyciele wuefu nadmiernie preferują gry zespołowe i ćwiczenia gimnastyczne. Inne formy aktywności, uznawane za atrakcyjne: tenis, tańce, aerobik i pływanie stanowią zaledwie margines wszystkich prowadzonych zajęć. Podobne wnioski płyną z lektury ankiet przeprowadzonych wśród uczniów przez małopolskie kuratorium oświaty. 11 proc. tych, którzy unikają zajęć wychowania fizycznego twierdzi, że lekcje są nudne i nieatrakcyjne, 7 proc. mówi o zbyt forsownych ćwiczeniach, a 5 proc. o nienajlepszych warunkach technicznych.

Te obserwacje potwierdza opinia uczniów wyrażana również na forach internetowych: „Wf to koszmar – można przeczytać na jednym z nich - gramy tylko w siatkę i jakieś ćwiczenia, mam dosyć. Na dodatek nie jestem bardzo jakaś wygimnastykowana. Po prostu nienawidzę tego przedmiotu. Wszyscy się patrzą, wolę ćwiczyć sobie sama u siebie w domu, albo iść gdzieś pobiegać w okolicy. Tylko zwolnienie z wf nie bardzo wchodzi u mnie w grę. Mama się nie chce zgodzić”. Inna internautka nie przebiera w słowach: „Wczoraj nieźle wkurzona wróciłam ze szkoły. Masakryczna jest wuefistka. Cały czas daje nam to samo, rzucanie ogromną gumową piłką, siatka, siłka, w ostateczności tenis stołowy. Nie nadaję się do tego przedmiotu, nudzi mnie on, ośmieszam się i tak naprawdę wcale się nie ruszam. Moja aktywność polega na tym, że przebieram się w strój. Zastanawiałam się, żeby złamać rękę, bo nie dość, że dostanę zwolnienie to może jeszcze jakąś kaskę. Ale to rozwiązanie krótkoterminowe, ja potrzebuję roczne. Nie mam pojęcia co robić”.

Zwolnienie dla zdrowia dziecka?
Nie tylko uczniowie załamują ręce. Bezradne – ale z innego powodu - wydają się również władze oświatowe. Te winą za plagę zwolnień chętnie obarczają lekarzy, którzy – co trzeba uczciwie przyznać – często zbyt lekką ręką wystawiają uczniom zaświadczenia. Poprzedni kurator oświaty kilka razy spotykał się nawet w tej sprawie z przedstawicielami medyków, niewiele jednak wskórał. Okręgowa Rada Lekarska w Krakowie wprawdzie zaapelowała wówczas w swoim biuletynie branżowym, by lekarze z większą rozwagą wystawiali uczniom zwolnienia z wuefu, ale jednocześnie Jerzy Friediger, przewodniczący rady na łamach „Dziennika Polskiego” wyznał: - Wcale nie dziwię się lekarzom, wystawiającym uczniom zwolnienia z wf. Sam bym to zrobił, gdyby jakiś uczeń mnie o to poprosił. Pamiętam ze szkoły lekcje wychowania fizycznego. To był koszmar. Źle prowadzone zajęcia są dla uczniów dużym stresem i dla dobra zdrowia dziecka lepiej wystawić mu zwolnienie niż zmuszać do chodzenia na takie lekcje.

Pan Marian, ojciec Michała, ucznia drugiej klasy gimnazjum jest podobnego zdania. Sam pomógł synowi w załatwieniu zwolnienia z wuefu. – Michał bardzo nie chciał chodzić na te lekcje, bo zajęcia odbywały się w niewielkiej, cuchnącej salce i były mało atrakcyjne. Po prostu przez 45 minut uczniowie kopali piłkę. Poszedłem do naszego lekarza rodzinnego i poprosiłem o wystawienie zwolnienia. Nie robił żadnych problemów – opowiada pan Marian.
Czy jednak nie obawia się, że przez to jego syn będzie miał w przyszłości problemy zdrowotne? – Michał nie stroni od sportu, wręcz przeciwnie – zarzeka się tata gimnazjalisty. - Raz w tygodniu chodzi na basen, od podstawówki ćwiczy też karate, a w zimie jeździ na nartach. Po prostu wuef w szkole to dla niego żadna przyjemność, a dzięki zwolnieniu zyskuje cztery godziny w tygodniu, które może poświęcić na odrabianie lekcji lub naukę innych przedmiotów. Przyda się przed egzaminem gimnazjalnym.
Właśnie możliwość zyskania kilku godzin wolnego kusi najbardziej Julię, która od tego roku szkolnego jest uczennicą V LO w Krakowie. – Przez całe gimnazjum błagałam rodziców, by pozwolili mi nie ćwiczyć na wuefie, ale się nie zgodzili. Myślę, że teraz ulegną, kiedy zobaczą jak dużo mam nauki w „piątce” – mówi Julia.
A jak to się robi w praktyce?
Fora internetowe są pełne rad, jak zdobyć upragnione zwolnienie. Okazuje się, że wcale nie trzeba się specjalnie wysilać. Czasem wystarczy tabliczka czekolady, a czasem zwykły blef, by na cały rok mieć z głowy ćwiczenia. Na jednym z forów „Zdesperowana Asiunia” pyta: „Wiecie jak załatwić zwolnienie z wuefu? Jaką chorobę wymyślić? Co powiedzieć lekarzowi? Nie każcie mi ćwiczyć, bo na prawdę mam swoje powody. Wiem, że ruch jest ważny dlatego chodzę 2 razy w tygodniu na aerobic”. „Mi też zależy na zwolnieniu z wf – odzywa się inna uczennica - Jestem w klasie maturalnej, mam 4 godziny i przez ten cholerny wf, na którym i tak nic nie robimy dwa razy w tygodniu muszę siedzieć w szkole do 17:45. Wolałabym wtedy chodzić np. na kursy maturalne”. Natychmiast otwiera się worek z dobrymi radami: „Idź prywatnie do lekarza powiedz, że bolą cię plecy … - radzi NALAA. Ktoś inny dodaje: „Idziesz do lekarza z czekoladą taką milka z orzechami dużą i mówisz, że boli cię kręgosłup jak biegasz…”. Podobno można też wmówić lekarzowi nadciśnienie tętnicze, czy nadczynność tarczycy. 

Jak się jednak okazuje nie tylko takie schorzenia gwarantują zdobycie zwolnienia. Dyrektorka jednego z krakowskich gimnazjów spotkała się z zaświadczeniem lekarskim zwalniającym ucznia z zajęć wuefu z powodu … nadwagi. - Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać – mówi. - Takie zaświadczenie kosztuje 50 zł. Rodzice wolą więc zapłacić i mają święty spokój, a dziecko zamiast na wuef idzie do kafejki internetowej. 

Artur Pasek z małopolskiego kuratorium oświaty bezradnie rozkłada ręce. – Myślę, że w tej sprawie niewiele możemy zrobić - mówi. - Sporo jednak zależy od nauczycieli, którzy powinni tłumaczyć rodzicom uczniów i samym dzieciom jak ważny i potrzebny dla ich rozwoju jest ruch. Nawet jeśli polega on na bieganiu za piłką po szkolnym korytarzu.

Pan Rafał, wuefista z jednej ze społecznych podstawówek w Krakowie przyznaje, że nauczyciel musi sporo się nagimnastykować, by zachęcić uczniów do uczestnictwa w zajęciach. - Staram się jak mogę, by uatrakcyjnić lekcje i odkryć zainteresowania swoich uczniów – zapewnia pan Rafał. - Prowadzę zajęcia z samoobrony oraz strzelectwa. Między innymi dzięki temu w naszej szkole nie ma problemu lewych zwolnień. 
W podstawówce, w której uczy pan Rafał, zaświadczenia od lekarza w ciągu ostatnich kilku lat przyniosło tylko dwóch uczniów. - Przy czym jednego udało mi się przekonać do wykonywania mniej forsownych ćwiczeń. Po roku okazało się, że lekarz zmienił zdanie i pozwolił temu uczniowi na pełne uczestnictwo w lekcjach – mówi, nie kryjąc dumy, pan Rafał.
Narodowy plan odnowy
Tymczasem minister sportu Joanna Mucha, która do tej pory konsekwentnie milczała w sprawie zajęć wychowania fizycznego, po ostatnich igrzyskach olimpijskich nie wytrzymała i ogłosiła narodowy program uzdrowienia polskiego sportu. Minister Mucha na razie nie chce zdradzić szczegółów swojego planu, ale znany jest za to cel: za 16 lat mamy się stać sportową potęgą i przywieźć z igrzysk olimpijskich worek medali, najlepiej złotych. Na jednej z konferencji prasowych Joanna Mucha wspomniała, że zacząć trzeba od szkół i lekcji wychowania fizycznego. W jaki sposób? Tego również na razie nie wiadomo. Wiadomo jedynie, że minister sportu szczerze potępia wystawianie uczniom lewych zwolnień z zajęć wuefu. Czy coś zamierza w tej sprawie zrobić? Na razie zaapelowała jedynie do sumień rodziców, przypominając, że zwalnianie dziecka z lekcji wychowania fizycznego to robienie mu krzywdy.
 
AGNIESZKA KARSKA

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio