Tuż po wyborach Ryszard Terlecki, czołowy poseł PiS przekonywał, że darmowy „Nasz Elementarz”, z którego dzieci w podstawówkach uczą się od dwóch lat zostanie wyrzucony ze szkół. – To będzie jedna z pierwszych decyzji – zapowiadał poseł. - Od września przyszłego roku dzieci będą się uczyły z zupełnie innej książki.
Rządowy elementarz od samego początku był ostro krytykowany nie tylko przez polityków, ale również przez samych nauczycieli. W ubiegłym roku książkę dla pierwszaków zamówiły niemal wszystkie publiczne szkoły podstawowe, co jednak nie oznacza, że wszystkie z niej korzystają. - W naszej szkole pracujemy z innym elementarzem, który nieodpłatnie otrzymaliśmy od jednego z wydawców – przyznaje Jolanta Gajęcka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie. - Rządowy podręcznik też mamy, czasem nawet do niego sięgamy, ale nie jest to nasza podstawowa książka. Po prostu nie spodobała się ona nauczycielom, a to przecież oni są odpowiedzialni za efekty swojej pracy.
Z badań przeprowadzonych przez firmę SW Research wynika, że zdecydowana większość badanych nauczycieli (68,4 proc.), ocenia rządowy podręcznik raczej i bardzo źle. Zaledwie 13,6 proc. twierdzi, że jest lepszy niż podręczniki stosowane wcześniej.
Książka była też krytykowana przez episkopat; bp Marek Mendyk, przewodniczący Komisji Wychowania zwracał uwagę m.in. na sposób opisania roli ojca, pokazanego jako ten, który pomaga dzieciom w lekcjach i rysunkach. - Czytając elementarz można odnieść wrażenie, że obowiązki domowe mogą zwolnić mężczyznę od obowiązku utrzymania rodziny – wtórowała mu Małgorzata Sadurska z PiS.
Darmowy elementarz nie jest własnością ucznia, tylko szkoły. Dzieci nie mogą go niszczyć, a po zakończeniu nauki muszą przekazać kolejnemu rocznikowi. – W tym roku moi uczniowie dostali książki po starszych kolegach. Nie są bardzo zniszczone, w niektórych egzemplarzach wypada jedynie środkowa strona, ale dzieci i tak bardzo się tym martwią, bo wiedzą, że muszą dbać o książki, by za rok mogli się z nich uczyć następni. Byłoby miło, gdyby ten pierwszy podręcznik dzieci dostawały w prezencie i mogły go sobie zachować na pamiątkę - mówi Beata Sarapuk, dyrektor SP nr 4 w Krakowie oraz wychowawczyni I klasy.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami przedstawicieli PiS, po zmianach podręczniki nadal miały być dla rodziców darmowe, ale tym razem przygotowane nie przez ekspertów wyznaczonych przez MEN, ale wydawców edukacyjnych, tak by nauczyciele dostali wybór, z jakiej książki będą korzystać ich uczniowie.
Okazuje się jednak, że nowe kierownictwo MEN nie ma zamiaru rezygnować z „Naszego Elementarza”. Właśnie rozpoczęły się konsultacje społeczne do kolejnej części książki – dla trzecioklasistów. Autorkami tego podręcznika są Maria Lorek i Monika Zatorska, które przygotowały poprzednie części elementarza.
- Obecnie nie są przewidziane zmiany zasad zaopatrzenia uczniów w podręczniki szkolne – słyszymy w biurze prasowym MEN. - Ewentualne zmiany w tym zakresie będą poprzedzone oceną funkcjonowania obecnych rozwiązań, które są jeszcze w trakcie wdrażania. Oznacza to, że od września pierwszaki będą się uczyły z tych samych podręczników, z których obecnie uczą się pierwszoklasiści.
Nie zmieni się również podstawa programowa. Tymczasem od września do pierwszej klasy obowiązkowo pójdą nie sześciolatki, dla których książki i podstawa były przygotowane, ale siedmiolatki. To efekt nowelizacji ustawy oświatowej przyjętej w ekspresowym tempie przez sejm i podpisanej w ostatni dzień starego roku przez prezydenta. Ustawa niedawno weszła w życie. Prof. Sylwia Sysko-Romańczuk, ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego ds. edukacji, a także była wiceminister edukacji w resorcie kierowanym przez Romana Giertycha krytykuje to rozwiązanie: - Pozostawienie „podstawy programowej dla sześciolatków” z dziećmi siedmioletnimi obniża poziom jakości nauczania w całym systemie oświaty – ostrzega prof. Sysko-Romańczuk.
Podobny błąd kilka lat temu popełniła Platforma Obywatelska. Najpierw zmieniono podstawę programowa dostosowując ją do możliwości dzieci sześcioletnich, a potem na ponad dwa lata wstrzymano reformę obniżającą wiek szkolny. W efekcie siedmiolatki uczyły się z programu dla sześciolatków.