Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Prywatności".

x

Aktualności

Miała jechać na Florydę, ale powalczy o fotel prezydenta Krakowa [ROZMOWA]

15.10.2018

Miała jechać na Florydę, ale powalczy o fotel prezydenta Krakowa [ROZMOWA]
O tym dlaczego nie będzie prezydentką Krakowa; jak zamierza powalczyć o głosy krakowian i dlaczego jest wdzięczna Bogu, że nie została laureatką olimpiady z języka polskiego. Rozmowa z Jolantą Gajęcką, kandydatką na prezydenta Krakowa i dyrektor (nie dyrektorką!) Szkoły Podstawowej nr 2 im. św. Wojciecha w Krakowie, obchodzącej w tym roku 222. rocznicę powstania.

Anna Kolet-Iciek: Pani szkoła to jedna z najlepszych podstawówek w Krakowie, dlaczego chce się pani z nią pożegnać?

Jolanta Gajęcka: Wcale nie chcę się żegnać.

To dlaczego zdecydowała się pani na start w wyborach prezydenckich?

Bo wiem, że nam tutaj jest dobrze, bo jestem ja i mam odwagę przeciwstawić się temu, co mogłoby zaszkodzić naszej szkole. Inne szkoły nie mają tego szczęścia, a chciałabym, żeby wszystkie dzieci w Krakowie, wszyscy nauczyciele i pracownicy szkół mieli ten sam komfort pracy, w przyjaznej i życzliwej atmosferze. Ale to tylko jeden z powodów.

A jakie są inne?

Wewnętrzny sprzeciw wobec tego, co próbuje się nam wmówić, że społeczeństwo musi być podzielone między zwolenników PiS a PO, że nie ma nic pośrodku, że musimy się opowiedzieć po jednej albo drugiej strone. Nie chciałabym, żeby moje dzieci musiały przeżywać kiedyś wojnę domową, a jeżeli nie powiemy “stop”, to w niedługim czasie może do tego dojść.

Kto zaproponował panią na kandydatkę Kukiz’15?

Sama zgłosiłam się do Kukiz’15 z taką propozycją.

Dlaczego akurat do nich?

Przeczytałam gdzieś informację, że w Krakowie Kukiz nie zamierza wystawiać własnego kandydata i chce poprzeć Małgorzatę Wassermann. Pomyślałam, że to szkoda, bo w ten sposób ruch straci swoją cnotę polityczną, którą mimo wszystko próbuje zachować. Zbliżają się wybory parlamentarne i może warto byłoby być tym trzecim. Doszło do spotkania i podjęto decyzję, bym to ja reprezentowała Kukiz’15 podczas tych wyborów.

Długo się zastanawiali?

Agnieszka Ścigaj, poseł Kukiz’15, która była brana pod uwagę jako kandydatka, to moja bliźniaczka ideowa. Myślę, że pani poseł z ulgą przyjęła, że ktoś podobny do niej, o podobnym myśleniu zastąpi ją w Krakowie w walce o fotel prezydenta, a ona może spokojnie poświęcić się swojej pracy poselskiej.

Jak pani ocenia swoje szanse?

Oczywiście wygram.

A wówczas będzie pani prezydentem czy prezydentką?

Prezydentem. Nie lubię tego radykalnego zmieniania form. Jestem dyrektorem szkoły i kiedy dzieci mówią do mnie pani dyrektor, to wiem, że mnie szanują, ale jeżeli usłyszałabym, że któryś z uczniów lub rodziców nazywa mnie dyrektorką, to odczułabym pewien niepokój. Skoro jest pani doktor, a nie doktorka; profesor, a nie profesorka; to jest też pani prezydent, a nie prezydentka. Może jestem człowiekiem starej daty.

I o konserwatywnych poglądach?

W kwestiach moralnych i światopoglądowych na pewno tak, ale mam też ogromny szacunek dla inności, dlatego nie zamierzam nikomu narzucać mojego sposobu myślenia. Natomiast są wartości, którym jestem wierna i to właśnie z nich wypływa również szacunek do inności.

Jak pani przyjęła informację, że nauczycielem roku 2018 został gej?

Każdy ma prawo starać się o ten tytuł. To co mnie nieco drażni, to nadmierne afiszowanie się ze swoją orientacją przez pana Przemysława Staronia. Należałoby zapytać, dlaczego to robi. Gdyby o tym nie poinformował, podziwiałabym zdolnego człowieka. Podaniem do publicznej wiadomości informacji o swojej orientacji, zaprosił mnie do własnej sypialni, ukierunkował moje postrzeganie jedynie na ten aspekt na pewno bardzo bogatego życia. Zastanawiam się, jak bardzo muszą być poranione dusze, że ktoś za wszelką cenę stara się uzyskać akceptację społeczną dla swojej inności. 

Prezydent Lublina nie zgodził się na marsz równości, sąd uchylił jednak jego decyzję. Czy w Krakowie za pani prezydentury takie manifestacje mogłyby się odbywać?

To są trudne sprawy, bo wszystkie kwestie, które dotyczą spraw etycznych budzą emocje z obu stron, a zatem sprzyjają podziałom. Wymagamy, żeby to nasza inność była dostrzeżona i zaakceptowana, ale nie akceptujemy często inności drugiego człowieka.

Zgodziłaby się pani na taki marsz, czy nie?

Usiadłabym z wnioskodawcami i zapytała, czy nie moglibyśmy tego marszu nazwać marszem porozumienia, współpracy i akceptacji siebie nawzajem, żebyśmy szanowali człowieka takim jakim jest. Powinniśmy się zastanowić, jak budować a nie dzielić.

Ale oni chcą marszu równości, a nie porozumienia.

Co to znaczy równość? Równość dla wszystkich, czy tylko dla tych, którzy idą w tym marszu? Najważniejsza jest rozmowa, spróbowałabym ich przekonać, żebyśmy się spotkali w pół drogi.

A na jaką manifestację na pewno nie byłoby pani zgody?

Na taką, która jest przeciw człowiekowi, która wzywa do nienawiści między ludźmi, pogłębiania podziałów i wzbudza agresję.

A teraz wyobraźmy sobie taki scenariusz, że jednak przepada pani w pierwszej turze. Którego z kandydatów zarekomenduje pani swoim wyborcom na kolejnym etapie?

Żadnego, bo gdybym była pewna, że wśród kandydatów jest osoba, na którą mogłabym zagłosować z czystym sumieniem i powierzyć jej losy mojego miasta, to pewnie bym nie wystartowała. Nie udzielę żadnych rekomendacji.

A pani na kogo odda swój głos, jeśli dojdzie do drugiej tury?

Zobaczymy. Jest jeszcze sporo czasu na podjęcie decyzji.

Bliżej pani do poseł Wassermann, Jacka Majchrowskiego, czy Łukasza Gibały?

Do każdego z tych kandydatów jest mi równie blisko, jak daleko. Są kwestie, w których się zgadzam, a są takie, które mi się nie podobają. Nie ma jednego idealnego kandydata, dlatego niczego nie będę podpowiadać moim wyborcom, ale na pewno będę ich zachęcać, żeby w ogóle do tych wyborów poszli.

Cytat z onet.pl: “Jolanata Gajęcka to jedna z najmniej rozpoznawalnych kandydatek”.

To cała prawda. I wcale mnie to nie dziwi

Bo nie pracuje pani nad swoją rozpoznawalnością. Dlaczego tak mało widać panią “na mieście”?

To już się zmienia. Plakaty właśnie się pojawiły, a ja biorę tydzień urlopu i będę obecna wśród mieszkańców. Zamierzam jeździć autobusami, rozdawać ulotki, rozmawiać z ludźmi. Tylko na taką kampanię mnie stać, nie stoją za mną partyjne miliony.

Podobno bez kilkuset tysięcy złotych w portfelu nawet nie ma co marzyć o prezydenturze miasta.

Ja takich pieniędzy nie mam. Kampanię prowadzę wyłącznie z własnych środków. Przeznaczyłam na to swoje oszczędności, które planowałam wydać na podróż życia. Na pięćdziesiąte urodziny chciałam wyjechać na Florydę do parków rozrywki.

I zrezygnuje pani z tego?

Tak. Marzenie o naszym Krakowie jest silniejsze od pragnienia relaksu w parkach rozrywki. A poza tym pięćdziesiąt lat kończę dopiero za dwa lata, więc może do tego czasu znów uda mi się uzbierać na marzenia.

Ile planuje pani wydać na tę kampanię?

Wszystko, co mam, czyli piętnaście tysięcy złotych.

Kukiz’15 dokłada się do pani kampanii?

To nie jest bogate stowarzyszenie i nie chcę brać od nich pieniędzy. Kukiz’15 nie pobiera też dotacji z budżetu państwa, którymi dysponują partie polityczne. Obiecałam, że sama sfinansuję swoją kampanię. Zresztą robią tak wszyscy kandydaci Kukiz’15. Przynajmniej nikomu nie będziemy musieli okazywać wdzięczności.

Szukałam w internecie jakichkolwiek informacji na temat pani programu wyborczego i niczego takiego nie znalazłam.

To była moja własna strategia. Nikt mi nie doradza, ale pomyślałam sobie, że w związku z tym, że jestem słabo rozpoznawalna, zaprezentowanie programu nie będzie dla mnie korzystne. Wszyscy skupią się na jego analizowaniu, wskazywaniu słabych punktów i zastanawianiu się dlaczego tak, a nie inaczej. Natomiast mnie by w ogóle nie było widać zza tego programu. Zależało mi na tym, żeby ludzie zaczęli ze mną rozmawiać, pytać mnie o sprawy, które pokażą moje myślenie o mieście i wizję prezydentury.

Żeby wygrać wybory trzeba coś ludziom obiecać. Co nam pani obieca?

Kandydaci prześcigają się w obietnicach. Jak jeden obieca lot na Księżyc, to drugi zaraz mówi o locie na Marsa. Jeden chce dać 500 plus, drugi proponuje 1000 plus. I tak bez końca. To nas do niczego nie zaprowadzi. Są też kandydaci, którzy mówią: zbudujemy dwie linie metra, a przystanki będą tu, tu i tu. Ale ja się pytam, gdzie jest przestrzeń na dyskusję z mieszkańcami, bo może oni woleliby, żeby ten przystanek był 100 metrów dalej. Żaden z kandydatów nie ma tak pełnej wiedzy, żeby powiedzieć: „Znam wszystkie potrzeby mieszkańców.”

Jakiś program trzeba jednak mieć.

W tym tygodniu umieszczę swój na FB i zacznę o nim rozmawiać. Trzy filary, na których chciałabym budować moją prezydenturę to: ludzie, infrastruktura i dziedzictwo. Rozszerzać to będę stopniowo o kolejne elementy.

To może rozszerzymy o zagadnienia związane z edukacją.

Po pierwsze trzeba zacząć od zmiany sposobu zarządzania edukacją w mieście.

Jak to wygląda obecnie?

Brakuje szacunku, współpracy, tworzenia wspólnoty myśli i celów. Chciałabym wprowadzić zarządzanie właśnie poprzez współpracę, tworzenie atmosfery wzajemnego szacunku, a jeśli to będzie zapewnione, to zaręczam, że potencjał tkwiący w środowisku jest tak ogromny, że wystarczy powiedzieć chodźmy razem i nikt nie odmówi pomocy, a dzięki temu zyskają dzieci.

Co wymaga pilnej interwencji?

Musi dojść do korekty sieci szkół. Nowa sieć była przygotowywana w pośpiechu, nie uwzględniono racjonalnych głosów płynących ze środowiska, w efekcie mamy to źle przygotowane. Wiele szkół musi pracować na dwie zmiany, a tego można było uniknąć tworząc od razu szkoły w dwóch sąsiadujących ze sobą lokalizacjach. Można było już dwa lata temu rozdzielić młodsze klasy od starszych, tak by uczyły się w dwóch różnych budynkach, ale wówczas minister edukacji i kurator oświaty stały na stanowisku, że nie wolno tego robić. Na bazie likwidowanych gimnazjów powstały więc nowe szkoły podstawowe, które świecą pustkami, bo nie zdobyły sobie jeszcze zaufania rodziców, a pozostałe pękają w szwach. Ze strony organu prowadzącego nie ma chęci spojrzenia na tę kwestię i znalezienia rozwiązania problemu.

W tym roku szkolnym czeka nas również kumulacja roczników podczas rekrutacji do szkół średnich. Prezydent Jacek Majchrowski mówi, że problemu nie będzie.

Moim zdaniem będzie, jeśli wcześniej nie zrobimy czegoś, co temu zaradzi. Zastanawiam się, dlaczego przez dwa lata nikt nie zajął się tym tematem.

Co pani proponuje?

Przede wszystkim nie można udawać, że problemu nie ma. Trzeba otwarcie powiedzieć, że jest, ale miasto zrobi wszystko, by skutki dla młodzieży były jak najmniejsze. Oczywiście statystyki są optymistyczne, bo w krakowskich szkołach ponadpodstawowych jest tyle miejsc, że wystarczy dla wszystkich chętnych. Tyle tylko, że nie zawsze będą to miejsca w wybranych przez dzieci szkołach. Moim zdaniem, urząd powinien zacząć od poznania preferencji młodzieży, która kończy ósmą klasę i trzecią klasę gimnazjum. Wystarczyłoby skierować do nich krótką ankietę z pytaniem, w jakiej szkole chcą się dalej uczyć.

Każdego roku ponad połowa kandydatów wybiera licea ogólnokształcące. Pewnie tak samo będzie i tym razem

Pytanie dlaczego nie ma kampanii zachęcającej młodych ludzi do wyboru szkolnictwa zawodowego. Powinno to robić ministerstwo, ale skoro tego nie robi, to odpowiedzialny włodarz miasta powinien sam zakasać rękawy i zabrać się za promocję tego szkolnictwa.

Niektórzy kandydaci proponują tworzenie filii najbardziej obleganych szkół.

Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Gdybyśmy zapytali dyrektorów tych szkół, czy są skłonni uruchamiać filie, to niewielu by się na to zdecydowało. Problemem byłoby znalezienie kadry, która zapewniłaby kształcenie na odpowiednim dla szkoły poziomie, bo dobry zespół nauczycielski buduje się przez lata. Zamiast tego urząd miasta powinien zaprosić dyrektorów szkół ponadpodstawowych i zrobić wraz z nimi inwentaryzację zasobów lokalowych oraz kadrowych. Trzeba też zerwać porozumienie zawarte z małopolską kurator oświaty, które ogranicza liczbę uczniów w klasach w szkołach ponadpodstawowych do 28. Stosowanie się do tego porozumienia, nie ułatwi nam przyszłorocznej rekrutacji.

Jest pani rodowitą krakowianką?

Tak, urodziłam się w tym mieście. Przez 17 lat mieszkałam w Mistrzejowicach, potem przeprowadziłam się na Prądnik Czerwony i mieszkam tu do dziś. Jestem absolwentką V LO, uczyłam się w klasie humanistycznej i prawie zostałam laureatką olimpiady z języka polskiego. Do tego zabrakło mi jednak dwóch punktów.

Do dziś to pani pamięta?

Tak, bo to zadecydowało o moich dalszych losach. Jestem człowiekiem głębokiej wiary. W wieczór przed eliminacjami modliłam się jak zawsze, odmawiając modlitwę Ojcze Nasz i po raz pierwszy usłyszałam w tej modlitwie słowa “bądź wola Twoja”. I naszła mnie taka refleksja, że być może ja wcale nie muszę być nauczycielem języka polskiego, a wygranie tej olimpiady nie jest moim powołaniem. I wówczas pierwszy raz świadomie powiedziałem: “bądź wola Twoja”. Dzień później na olimpiadzie zabrakło mi dwóch punktów, nie zostałam laureatką, potem nie dostałam się na polonistykę, bo oblałam historię na egzaminach wstępnych. Moje życie zaczęło się układać zupełnie inaczej, niż to sobie zaplanowałam.

Jest pani wdzięczna Bogu za taką "wolę"?

Skończyłam studium nauczycielskie, następnie studia uzupełniające, podyplomowo dziennikarstwo, a potem zarządzanie oświatą. Pracowałam w przedszkolu, szkole, urzędzie miasta i firmie informatycznej. Dziękuję Bogu, że wówczas taka była jego wola, bo dzięki temu zdobyłam większe doświadczenie - z perspektywy widzę ogromne bogactwo mojej drogi - każdy kolejny etap przygotowywał mnie do następnego. Uchroniło mnie to przed pychą i dawało odwagę, by wiele razy zaczynać wszystko od nowa. Dziś mam 48 lat i mogę zostać 48 prezydentem Krakowa.

Rozmawiała Anna Kolet-Iciek
Fot. archiwum prywatne

Komentarze (5)

freedom
17.10.2018 15:26
Jak widać można być apolitycznym w świecie brudnej polityki. Powodzenia Pani Jolu !
MAX
16.10.2018 09:01
I to ma bardzo głęboki sens! Jedynym gwarantem dobrej realizacji wizji i planów jest Człowiek, rozsądny i uczciwy, od tego trzeba zacząć. Pozostali kandydaci tylko licytują się na obietnice. Trzeba mieć wiele odwagi, aby tak budować swoją wiarygodność i pozycję. Brawo!
Robin H.
16.10.2018 01:42
Odważna i jak widać bardzo konsekwentna. Szkoda, że wyborcy są zmanipulowani i nie widzą innych kandydatów niż tych promowanych przez wielkie partie i media. Ale to dobry znak na przyszłość, że pojawiają się mądrzy ludzie spoza "układu". Mój głos ma, a że głosuję rodzinnie to będzie kilka więcej :)
D.
16.10.2018 00:11
Bardzo mądra, wyważona osoba. Ma mój głos
K.
15.10.2018 21:13
Wow, bardzo dobry wywiad, kandydatka odważnie się zapowiada

Dodaj komentarz

Newsletter

Chcesz wiedzieć więcej? Zapisz się na newsletter.

made in osostudio